Leigh Adams - niekoronowany król cz. XII

PAP / Adam Ciereszko   / Na zdjęciu: Leigh Adams
PAP / Adam Ciereszko / Na zdjęciu: Leigh Adams

Niektórzy sportowcy urodzili się w niewłaściwym czasie, żeby móc odpowiednio zaznaczyć swoją wielkość. Jednym z takich pechowców jest Leigh Adams - zwycięzca trzech turniejów GP w sezonie 2007.

W tym artykule dowiesz się o:

"Kangur" z Mildury we wspomnianej kampanii miał wszystko, żeby sięgnąć po tytuł indywidualnego mistrza świata: szybkie motocykle, nieprzeciętne umiejętności oraz jedenastoletnie doświadczenie w roli stałego uczestnika cyklu. Na końcu zmagań musiał jednak zadowolić się srebrnym medalem, gdyż do pełni szczęścia zabrakło mu... nadprzyrodzonych mocy, bo prawdopodobnie tylko one byłyby w stanie powstrzymać niesamowicie dysponowanego Nickiego Pedersena, który stanął na podium w aż siedmiu z jedenastu odsłon zmagań. Dla kontrowersyjnego Duńczyka był to drugi tytuł w karierze.

Prawdziwy sportowiec musi potrafić przegrywać. Wielu rywali "Powera" w kuluarach wypowiadało się, że żużlowiec z Półwyspu Jutlandzkiego swój sukces zawdzięczał głównie jeździe na granicy faulu. Leigh stara się jednak trzeźwo patrzeć na sprawę i z pokorą przyznaje, że w 2007 roku Nicki nie był już tym samym Nickim, który cztery lata wcześniej rzeczywiście miał kilka akcji, które przypięły mu łatkę chama i brutala. - Nieważne, z którego pola startował, gdyż za każdym razem prezentował się fenomenalnie - wspomina. - Bywały momenty, kiedy myślałem, że powinie mu się noga podczas biegu z trzeciego pola, a tu nagle trzecie pole zaczynało funkcjonować. Pedersen z biegiem czasu stał się lepszym zawodnikiem, mającym większą kontrolę nad swoimi torowymi poczynaniami. Chylę przed nim czoła, bo to jeździec kompletny.

Leigh Adams w kampanii 2007 triumfował w turniejach Grand Prix w Eskilstunie, Malilli oraz Daugavpils. Australijczyk na podium stanął też w Kopenhadze, gdzie zajął trzecie miejsce, lecz już przed ostatnią rundą zmagań o tytuł czempiona globu było wiadomo, że złoty medal przypadnie Nickiemu Pedersenowi, a jeździec z Antypodów wywalczy tylko lub aż srebro. Swoją drogą dobrze, że tytuł wicemistrza świata zapewnił sobie z odpowiednim wyprzedzeniem, gdyż w połowie września wziął udział w koszmarnie wyglądającym karambolu podczas starcia KnockOut Cup w Reading, co skończyło się dla niego przemieszczeniem barku oraz poparzeniami ciała.

Reprezentacja Australii po trzech sezonach posuchy wreszcie wróciła na podium Drużynowego Pucharu Świata, zajmując trzecie miejsce w lipcowym finale w Lesznie. Niestety ciężko nazwać zawody na Stadionie im. Alfreda Smoczyka udanymi w wykonaniu podopiecznych Craiga Boyce'a, gdyż "Kangury" potwornie odstawały od Polaków i Duńczyków, w efekcie czego okazały się lepsze jedynie od kompletnie bezbarwnych Brytyjczyków. W sezonie 2007 to jednak nie DPŚ stanowił dla Leigh najważniejsze rozgrywki zespołowe. Adams wiedział bowiem już jak smakuje wywalczenie w nich złota, podobnie jak pamiętał jego smak w zmaganiach ligowych w Szwecji oraz na Wyspach. Tymczasem po jedenastu latach startów w barwach leszczyńskich Byków żużlowcowi z Antypodów wciąż brakowało jednego: tytułu DMP z ekipą z Wielkopolski.

2,635 pkt./bieg - dokładnie tyle wyniosła średnia Leigh Adamsa w rozgrywkach Ekstraligi A.D. 2007, swoją drogą najlepsza w całej jego karierze. Drugi pod względem skuteczności jeździec teamu z Leszna, Krzysztof Kasprzak, przywoził do mety średnio o niemal pół "oczka" mniej, a Unia w rundzie zasadniczej uplasowała się na drugim miejscu, tuż za Unibaksem Toruń. W ćwierćfinale Byki wyeliminowały Złomrex Włókniarz Częstochowa, w półfinale okazały się lepsze od Marmy Polskie Folie Rzeszów, a w dwumeczu o złoto zgodnie z przewidywaniami spotkały się z toruńskimi Aniołami.

30 września na Stadionie im. Alfreda Smoczyka zameldowało się niemal dwadzieścia pięć tysięcy fanów speedwaya. Atmosfera na trybunach była naprawdę gorąca i udzieliła się również miejscowym żużlowcom, którzy po czterech wyścigach przegrywali 9:15. Problemy z utrzymaniem nerwów na wodzy miał również Leigh Adams, który w swoim pierwszym starcie wjechał w taśmę i został zastąpiony przez Juricę Pavlica. W kolejnych gonitwach nastąpiło jednak cudowne otrzeźwienie Byków. Gospodarze po dziewiątej odsłonie prowadzili już 30:24. Obudził się również "Kangur" z Mildury, przekraczając linię mety dwukrotnie na czele stawki. W ostatecznym rozrachunku Australijczyk zgromadził na swoim koncie 10 "oczek" i 2 bonusy, a Unia Leszno pokonała Unibax Toruń 49:41.

8-punktowa zaliczka to jednocześnie mało i dużo. Da się ją wprawdzie odrobić wygrywając dwa wyścigi po 5:1, lecz kiedy naprzeciw siebie stają dwa równorzędne teamy, to piętnaście gonitw może nie wystarczyć do zniwelowania strat. Sytuacja staje się jeszcze trudniejsza, kiedy przyjezdny zespół w rewanżowym starciu od razu rusza do ataku i zdobywa 6 kolejnych "oczek" przewagi. Wtedy nawet zawodnicy tacy jak Wiesław Jaguś, Adrian Miedziński, Matej Zagar, Ryan Sullivan czy Karol Ząbik niewiele mogą zdziałać i tak właśnie stało się w przypadku potyczki na Stadionie im. Mariana Rosego, gdzie pozbawieni kontuzjowanego Jarosława Hampela podopieczni Czesława Czernickiego zadali miejscowym cios kończący, triumfując 46:44. Bohaterem Byków okazał się zwycięzca pięciu gonitw, Leigh Adams, który uzbierał łącznie 16 "oczek". Krzysztof Kasprzak, Damian Baliński, Jurica Pavlic, Adam Kajoch oraz Troy Batchelor również dołożyli swoje cegiełki do dorobku zespołu z Leszna, który po wielu latach przerwy ponownie mógł się cieszyć z tytułu drużynowego mistrza Polski.

- To bez wątpienia jedno z najważniejszych wydarzeń w mojej karierze - Adams wspomina triumf Unii w Ekstralidze. - Zwycięstwo z Bykami było czymś niesamowitym. Cały czas należeliśmy do czołówki polskich klubów, raz nawet wywalczyliśmy srebro, ale dopiero przyjście Jarka Hampela scaliło ten zespół. Nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z podobną atmosferą wokół klubu, a ilość publiki na stadionie przebijała nawet zawody Grand Prix. Toruń przez cały sezon nie przegrał u siebie ani razu, a nam się udało zwyciężyć na ich terenie. Rewanżowe spotkanie odbywało się wieczorem, a mój tłumacz, Irek, w pewnym momencie wypalił: "Zaraz wracamy do Leszna, bo czeka nas tam prezentacja". Zapakowaliśmy się więc do busów i ruszyliśmy w drogę powrotną. Na miejscu czekało na nas jakieś pięć tysięcy kibiców. To było niesamowite. Sezon 2007 uważam za znakomity w moim wykonaniu. Wszędzie radziłem sobie naprawdę dobrze, a tytuł mistrzowski z Unią był dla mnie spełnieniem marzeń.
[nextpage]

Leigh Adamsa nie trzeba było długo namawiać na przedłużenie kontraktu z ekipą z Wielkopolski, której barwy reprezentował nieprzerwanie od sezonu 1996. Od tamtej pory najniższa jego średnia biegopunktowa w polskiej lidze została wypracowana w kampanii 1999 i wynosiła 2,277. Za taki wynik dałoby się pokroić wielu zawodników ze światowej czołówki. - Przez te wszystkie lata był naszym najlepszym jeźdźcem i jedynym, na którego zawsze mogliśmy liczyć - mówi Ireneusz Igielski, dyrektor Unii Leszno. - Nigdy nie narzekał, kiedy musiał jechać w trzech wyścigach z rzędu czy dostosować się do taktyki. Był dobrym duchem zespołu i wielu naszych zawodników sporo się od niego nauczyło.

W Lesznie speedway traktowany jest niemal jak religia. Nic więc dziwnego, że po wielkim sukcesie Unii Leigh Adams został honorowym obywatelem miasta. Podobnie wkrótce stało się również w jego rodzinnej Mildurze, lecz w odczuciu sportowca takie miłe chwile nie są w stanie dorównać euforii towarzyszącej zdobywaniu tytułów i medali. W kampanii 2007 Masarna Avesta została wyeliminowana już w ćwierćfinale Elitserien, ale Rudziki ze Swindon miały za to niepowtarzalną szansę na sięgnięcie po pierwsze od czterdziestu lat złoto DM Wielkiej Brytanii. Choć "Kangur" w ekipie z hrabstwa Wiltshire nie startował przez tyle sezonów co w barwach Byków, to darzył ją szczególnym uczuciem ze względu na miejsce zamieszkania oraz ogrom życzliwych mu osób. Do pełni szczęścia brakowało tylko jednego: pokonania Coventry Bees w finałowym dwumeczu.

Leigh Adams, Sebastian Ułamek, Lee Richardson, Tomasz Chrzanowski, Charlie Gjedde i Damian Baliński kontra Scott Nicholls, Chris Harris, Martin Smolinski, Rory Schlein, Billy Janniro oraz Steve Johnston. Pierwsze starcie Rudzików z Pszczołami miało miejsce 24 września na Abbey Stadium, czyli niemal tydzień przed finałową potyczką numer jeden pomiędzy Unią Leszno a Unibaksem Toruń. "Kangur" uzbierał 12 punktów i 2 bonusy, a miejscowi wygrali 49:43. Zwycięstwo cieszyło, lecz jego rozmiar już niekoniecznie, gdyż wiele zespołów w sezonie 2007 przekonało się jak wymagającym rywalem są Pszczoły na Brandon Stadium. Problemy zespołu ze Swindon zaczęły się jeszcze przed rozpoczęciem rewanżowego spotkania.

- Ale się działo - wspomina rozbawiony Leigh. - Było dość wilgotno. Kiedy wykonywałem próbny start, miałem przed sobą czyniącego to samo Sebastiana Ułamka. Opuściłem głowę, wystartowałem i podczas wchodzenia w łuk zobaczyłem nagle Sebastiana... bez motocykla. To było strasznie dziwne. Zjechałem do parkingu, a minutę później przytargali do niego sprzęt Ułamka z wygiętym przednim kołem po tym jak przeleciał przez dmuchaną bandę i wylądował na torze przeznaczonym do wyścigów psów. Nie był to najlepszy początek wieczoru, ale chwilę później miała miejsce pierwsza gonitwa, w której przyjechaliśmy z Ułamkiem na 5:1. Dalej jednak było już tylko gorzej, bo do końca spotkania nie zdobył ani jednego punktu.

Po dziesiątej gonitwie wieczoru Bees prowadzili już 41:19 i niezagrożenie mknęli po triumf w rozgrywkach Elite League. Mecz zakończył się natomiast wynikiem 59:34 na korzyść gospodarzy i słaba postawa Polaka może o nim nie przesądziła, ale na pewno miała na niego znaczny wpływ. - Sebastian w ogóle był dość zabawnym człowiekiem - wspomina Leigh. - Kiedy wynik był niezagrożony, to zawsze był chętny, żeby jechać w piętnastym wyścigu, ale gdy walka szła na noże, to za każdym razem się wycofywał. Dodatkowo w ostatniej gonitwie zawsze chciał mieć najlepsze pole. Ułamek wielokrotnie zachowywał się jak dzieciak, kiedy sprawy toczyły się nie po jego myśli. To nie było dobre dla zespołu więc wielokrotnie ustawialiśmy go do pionu.

Srebrny medal IMŚ to bardzo wiele, ale kto wie czy Leigh Adams wspominałby sezon 2007 jako najlepszy w karierze, gdyby po porażce Rudzików Unia Leszno nie rozbiła banku wygrywając Ekstraligę. Nie da się ukryć, że ligowy speedway to przede wszystkim zarabianie pieniędzy, ale wieloletnie przywiązanie do jednego klubu potrafi wiele zdziałać w kwestii postrzegania żużlowej rzeczywistości. "Kangur" na Wyspach wypracował średnią 10,65 i namówił do reprezentowania Swindon Robins Damiana Balińskiego, ale nawet to nie wystarczyło do wywalczenia upragnionego tytułu. - To niesamowite, co musiałem zrobić, żeby go tu ściągnąć - opowiada. - Damian zawsze musiał czuć się komfortowo. Miał swojego busa, swojego mechanika, nienawidził podróżować i latać samolotem, więc gdy tylko zapytałem go o możliwość startów w Swindon, to usłyszałem: "Nie ma szans". Żeby go przekonać, musiałem zadbać o motocykle, poprosić mojego mechanika z Polski, żeby pomógł mu dostać się na miejsce oraz załatwić jakiegoś fachowca już na miejscu. Baliński mógł czuć się jak gwiazda rocka - dostał wszystko to, co chciał. Ja zawsze robiłem wszystko dla dobra zespołu.

Po zmaganiach na Starym Kontynencie kontuzja barku doskwierała "Kangurowi" na tyle, że w kampanii 2008 po powrocie do ojczyzny zgodnie z zaleceniem lekarza zrobił sobie przerwę od speedwaya. Wolny czas Leigh zamierzał wykorzystać na rekonwalescencję i zebranie sił, pozwalających ponownie stanąć mu w szranki z nieustraszonym Nickim Pedersenem w cyklu Grand Prix. Gdy wreszcie nastał koniec kwietnia, a wraz z nim inauguracyjne zawody w deszczowym wówczas Krsko, Australijczyk zamiast uśmiechu znów miał zasępioną minę po tym jak Duńczykowi udało się stanąć na trzecim stopniu podium, a on musiał zadowolić się marnymi 5 "oczkami". Dwa tygodnie później zaplanowano jednak turniej, na który Adams czekał od co najmniej kilku lat. Grand Prix Europy w Lesznie stanowiło bowiem doskonałą okazję do znacznego odrobienia strat i włączenia się do walki o złoto IMŚ, które po raz trzynasty mu uciekało.

Koniec części dwunastej. Kolejna (ostatnia) już w najbliższą niedzielę.

Bibliografia: Sunraysia Daily, Daily Echo, Swindon Advertiser, Leigh Adams i Brian Burford - Leigh Adams: The Book.

Poprzednie części:
Leigh Adams - niekoronowany król cz. I
Leigh Adams - niekoronowany król cz. II
Leigh Adams - niekoronowany król cz. III
Leigh Adams - niekoronowany król cz. IV
Leigh Adams - niekoronowany król cz. V
Leigh Adams - niekoronowany król cz. VI
Leigh Adams - niekoronowany król cz. VII
Leigh Adams - niekoronowany król cz. VIII
Leigh Adams - niekoronowany król cz. IX
Leigh Adams - niekoronowany król cz. X
Leigh Adams - niekoronowany król cz. XI

Komentarze (1)
avatar
Tomek z Bamy
27.03.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Dobre,to o Ulamku:)Zawsze ma dziwne spadki formy w meczach na szczycie;)