Miliarder przyznał się do błędu. "To musiało się tak skończyć" [OPINIA]

Zdjęcie okładkowe artykułu: Getty Images /  / Na zdjęciu: Michał Świerczewski
Getty Images / / Na zdjęciu: Michał Świerczewski
zdjęcie autora artykułu

Marek Papszun miał ruszyć w świat, a nie wyjechał nawet z Częstochowy. Jego powrót do Rakowa źle świadczy o polskiej piłce, o wylansowanym młodym pokoleniu trenerów. Bardzo dobrze natomiast o Michale Świerczewskim i samym Papszunie.

50-latek wraca do Rakowa po 398 dniach przerwy. To musiało się tak skończyć. Tak naprawdę Michał Świerczewski i Marek Papszun nigdy się nie rozstali. Oni tylko, jak Rachel i Ross z kultowych "Przyjaciół", mieli przerwę. Są sobie pisani.

Przed rokiem to Papszun zdecydował się na odejście z klubu. Właściciel Rakowa i jeden z najbogatszych Polaków ("Forbes" wycenia jego majątek na 1,01 mld zł) robił wszystko, by go zatrzymać, ale trener chciał spróbować nowych wyzwań i nie ukrywał, że celuje w pracę za granicą. Więcej TUTAJ.

Miał ku temu solidne podstawy. Po pierwsze, był na szczycie, a stamtąd jest widok poza horyzont. W Polsce "przeszedł grę". Raków wprowadził z II ligi do Ekstraklasy, sięgnął z nim po dwa Puchary i Superpuchary Polski, by w końcu zdobyć też mistrzostwo.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: głośno o polskim bramkarzu. Zobacz, co wyrzucił w trybuny

Po drugie, od lat pracuje według wysokich standardów, które w Polsce wywoływały szok, a za granicą - w bardziej cywilizowanych piłkarsko krajach - są codziennością. To jego naturalne środowisko. Ma mocny etos pracy. Wymaga od siebie i swojego otoczenia. Nie bez przyczyny był wymieniany w kontekście tych wszystkich klubów i drużyn narodowych.

Jego nazwisko padało w odniesieniu do Dynama Kijów, Ferencvarosu Budapeszt, Girondins Bordeaux, OFI Kreta, Schalke 04, Sunderlandu czy Szachtara Donieck oraz reprezentacji Czech, Kanady i Łotwy. Można żartować, że był jak tytułowy pierścień z trylogii Tolkiena. "Jeden, by wszystkimi rządzić". Albo, że mógł się poczuć jak premier Józef Oleksy z popularnej anegdoty - "wszędzie go potrzebowali".

Część z tych informacji to kreacje agenta z wykorzystaniem zaprzyjaźnionych dziennikarzy, ale część było prawdziwych. Nie wszystko natomiast ujrzało światło dzienne, ponieważ w pewnym momencie Papszun był bliski pracy w jednym z czołowych cypryjskich klubów, co przeszło bez echa.

Dlaczego ostatecznie nie ruszył w świat? Po pierwsze, nie znaczymy nic na europejskim rynku. Na nikim nie robią wrażenia sukcesy w Polsce. Nawet tak spektakularne jak Rakowa pod rządami Papszuna. To jest właśnie smutna prawda o polskim futbolu. Po drugie, okazało się, że polska i zagraniczna piłka to dwa różne światy, co w lutym sam Papszun przyznał w rozmowie z "Piłką Nożną".

- Nie byłem w ogóle gotowy do podjęcia pracy w klubie zagranicznym. Nie chodzi tylko o kwestie odpoczynku, zadbania o siebie, mówię o wielu innych obszarach. Wchodząc do klubu zagranicznego, musisz być przygotowany. A ja nie byłem gotowy nawet na proces rekrutacji. Nie wiedziałem, jak wygląda, nie miałem menadżera. Nie posiadałem też odpowiedniej dokumentacji. A jeszcze trzeba nauczyć się, jak swoją koncepcję przedstawić możliwie krótko i zrozumiale dla pracodawcy. Także w kontekście moich oczekiwań względem klubu - mówił. Całość TUTAJ.

Prezentację trenera w Rakowie zaplanowano na 27 maja. Nie jest to przypadek - 27 maja 2023 roku Papszun odleciał helikopterem z płyty boiska po ostatnim meczu poprzedniego sezonu. Teraz zatem symbolicznie wróci  do miejsca, w którym skończył. I w którym Raków po siedmiu latach nieustannego rozwoju stanął w miejscu.

Aby Papszun mógł wrócić do Rakowa, Michał Świerczewski musiał przyznać się do błędu, jakim było powierzenie drużyny Dawidowi Szwardze. I zrobił to, a nie każdy by to potrafił. Zwłaszcza gdy ma miliard złotych na koncie i dotąd podejmował same trafne decyzje. To zaburza percepcję, ale Świerczewski zachował ostrość spojrzenia.

Zresztą, wydaje się, że dojrzewał do tej decyzji już od lutego. Po odpadnięciu Rakowa z Pucharu Polski z Piastem Gliwice (0:3) napisał na X: "Niestety, staliśmy się ligowym średniakiem. Nie ma sensu się oszukiwać, to nasz najpoważniejszy kryzys od 2016 r. Zebrałem wtedy trochę doświadczeń. Spróbujemy tą sytuacją zarządzić".

Dlatego postanowił postąpić w najbardziej rozsądny sposób, czyli wrócić do punktu wyjścia i opcji, która wyniosła Raków na szczyt polskiej piłki. Wspomniany kryzys z 2016 roku sprowadził bowiem do Częstochowy właśnie Papszuna, z którym klub przeżył siedem tłustych lat.

Marek Papszun wraca do Rakowa
Marek Papszun wraca do Rakowa

A co dalej ze Szwargą? Okrzyknięty "złotym dzieckiem" 32-latek został wyhype'owany przez zaprzyjaźnione media. Zupełnie bez podstaw. To ten typ człowieka, o którym mówi się: "wszystkie książki przeczytane". Teoretyk futbolu.

Wyszedł z cienia Papszuna i się poparzył. Kompletnie nie poradził sobie w roli pierwszego trenera. Wprowadził zespół do fazy grupowej Ligi Europy, ale nie będzie przesadą stwierdzenie, że Raków wjechał tam na oparach po Papszunie. I z jego pomocą, czego sam Szwarga nie ukrywał.

A gdy młody trener zaczął autorsko grzebać przy maszynie, to Raków jechał, ale na równi pochyłej. Przecież ustępujący mistrz Polski w tym sezonie ma dorobek punktowy mniejszy o 29 proc. w porównaniu z poprzednim (74 do 53). I skromniejszy niż we dwóch wcześniejszych (69, 59). Szwarga przed laty założył z kolegami grupę "Deduktor". Deduktor? Chyba reduktor...

Ale nie chcę dalej się nad nim pastwić. Niewykluczone, że wyrośnie z niego dobry trener. Może ostatnie miesiące sprawią, że nabierze pokory. Problemem polskiej piłki jest to, że zbyt szybko stawiamy na piedestale. I zbyt łatwo z niego zrzucamy. Do tego nie szanujemy siwych włosów, doświadczenia, praktyki. Szwarga jest tylko przykładem. Jaskrawym, ale jednym z wielu.

Pamiętacie, ilu było tych "złotych chłopców", samorodków? 30-latków, którzy nie mieli za sobą karier piłkarskich, a którym ktoś w elicie zaufał jak teraz Świerczewski Szwardze. W sumie bez większych podstaw, bo i bez sukcesów w piłce seniorskiej. Gdzie są dziś, jakie kariery zrobili i co osiągnęli Rafał Ulatowski, Tomasz Kafarski, Artur Skowronek czy Mariusz Rumak? Nie każdy okazuje się Maciejem Skorżą.

Rok temu Dawida Szulczka wiązano z największymi klubami, a dziś Warta Poznań do ostatniej kolejki drży o utrzymanie. Trzeci sezon jest jego najgorszym w klubie. Z Poznania słychać, że stracił kontakt z podłożem. Warta już kilka miesięcy temu podjęła decyzję o rozstaniu z nim po sezonie.

Najlepszy spośród trenerów młodej generacji okazuje się Adrian Siemieniec. Akurat ten, który najbardziej przypomina trenerów starszej daty pod względem kompetencji miękkich. Jest romantykiem futbolu. "Czucie i wiara silniej do niego mówią niż mędrca szkiełko i oko". Nie jest zakładnikiem schematów z książek, statystyk i analizy danych jak jego rówieśnicy.

Jak powiedział kiedyś Arrigo Sacchi, nie trzeba być koniem, żeby zostać dżokejem. Papszun jest tego doskonałym przykładem, "Rzeźnik z Kobyłki" (więcej TUTAJ) grał tylko amatorsko. Ale też nie od razu debiutant startuje w Wielkiej Pardubickiej.

Papszun pracował na każdym szczeblu rozgrywkowym i wszędzie udowadniał swoją wartość. A z Rakowem przeszedł szlak bojowy z II ligi do Ekstraklasy. Zrobił z nim dwa awanse, zdobył dwa Puchary Polski i zwieńczył dzieło mistrzostwem Polski.

A Szwarga nie miał jeszcze prawa jazdy (licencję otrzymał po ośmiu miesiącach pracy, a dwa… przed zwolnieniem z Rakowa), a dostał do prowadzenia potężnego pod względem mocy i gabarytów SUV-a. I dobrze, że Świerczewski zabrał mu kluczyki, zanim ten spowodował większe szkody.

Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty