Żużel. Grzegorz Drozd. Lotem Drozda: Modły Wirebranda o polskiego mistrza (felieton)

Grzegorz Drozd
Grzegorz Drozd
- Nasi juniorzy mają za mało startów. Organizujemy za mało turniejów dla nich -dodaje. - Ja nie wiem po co szwedzkiemu żużlowi dwudziestu Polaków co wtorek w naszej lidze - bez ogródek stwierdza Mats Olsson, manager w teamie Tony'ego Rickardssona za jego złotych czasów. - To jest jedno wielkie nieporozumienie. Sami strzelamy sobie w kolano. Mówię o tym do naszych działaczy od lat, ale oni patrzą tylko na swój własny interes klubowy - mówi Mats, który przez wiele lat prowadził szkółkę miniżużla w rodzimej Aveście, z której m.in. wywozi się Linus Sudstroem.

- Ogromna liczba obcokrajowców w naszej nie jest dobra dla tutejszego żużla, ale co możemy zrobić, skoro kibice chcą oglądać najlepszych? - ripostuje Wirebrand. O tyle zastanawiający jest brak następców Rickardssona, bowiem w Szwecji od lat w dalszym ciągu świetnie prosperuje miniżużel. - W Polsce nie ma rozwiniętego systemu miniżużla, a wasi żużlowcy odnoszą sukcesy. Więc chyba nie tu leży rozwiązanie i recepta na sukces. Zresztą moim zdaniem miniżużel nie jest do końca dobry aby rozwijać swoje umiejętności przed wejściem w dorosły speedway - uważa z kolei Kim Nilsson.

- O wiele lepszy jest motocross - twierdzi Kim, który od wielu lat próbuje wspiąć się na wyższy poziom aniżeli ligowy rzemieślnik. Nilsson niedawno zadebiutował "na poważnie" w lidze polskiej, a na liczku ma już 29 lat. Żużel uczy życia. W 2014 roku ambitny Nilsson pojechał wczesną wiosną do Stanów Zjednoczonych, aby szukać okazji do wyjechania na tor. Zaliczył tam upadek i zamiast owocnych treningów, wrócił do domu pobijany i z gołym portfelem. Mimo rożnych przeciwności losu Kim Nilsson podobnie jak Jimmy Nilsen nie narzeka na los, lecz wsiada na motor i robi swoje.

Podobnie jak Tommy Jansson, Fredrik Lindgren czy Tony Rickardsson pochodzi z rodziny, która od pokoleń przesiąkła żużlem. Dziadek Bernt jeździł w latach 50. i nawet wystąpił w finale europejskim, zaś ojciec Tommy był czołowym szwedzkim żużlowcem na przełomie lat 70 i 80. czyli w okresie największego kryzysu szwedzkiego żużla. Tommy Nilsson nigdy nie należał do największych gwiazd, ale był bardzo popularny. Dzięki miłej aparycji i pogodnemu stylowi bycia i przyjemnej technice jazdy był bardzo lubiany nie tylko w Szwecji. Tommy nie dał rady odbudować potęgi Trzech Koron. W tym ekstremalnym sporcie trzeba czegoś więcej niż smykałki do jednośladów. Trzeba złotej mieszanki dwóch przyjaciół ze Sztokholmu. Odporności życiowej Jimmy'ego Nilsena i talentu jeździeckiego Pera Jonssona. Charyzmy Ove Fundina, siły fizycznej Andersa Michanka i polotu jazdy Henrika Gustafssona.

W 2012 roku stałem w parkingu w Vetlandzie i tak rozprawialiśmy o problemach szwedzkiego żużla z Bo Wirebrandem. Jednak Szwed robił uniki jak mógł w tej dyskusji i wracał do planów na przyszłość swojej Vetlandy. Tak bowiem było mu prościej. - Modlę się o takiego jednego żużlowca z waszego kraju. Bardzo bym chciał aby jeździł w naszej drużynie - ciągnął temat nie zważając na moje argumenty o konieczności budowy podstaw szwedzkiego speedwaya. Za skarby nie chciał powiedzieć o kogo chodzi mimo że odpowiedź nasuwała się sama. Za to robił kocie miny i wyciągał głowę ku niebu, składając ręce w geście modlitwy o super talent z Polski. Jego pragnienie spełniło się. Obiekt marzeń Wirebranda z 2012 roku teraz co wtorek przywozi komplety i cały żużlowy świat z zapartym tchem liczy seryjne trójki na koncie Bartka Zmarzlika. Nie wiem jak Wirebrand, ale my w Polsce składamy grzecznie rączki i patrząc w niebo wznosimy modły o polskiego mistrza świata.

Grzegorz Drozd

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×