Przemysław Frasunkiewicz: Almeida? Padł taki temat, ale Anwil miał pierwszeństwo (wywiad)

- Nadal jesteśmy rozpoznawalni w Europie. Wszyscy wiedzą, że klub z Gdyni jest wypłacalny i dobrze zorganizowany. Nie przepłaciliśmy jednak żadnego koszykarza, to nie w naszym stylu - mówi Przemysław Frasunkiewicz, trener Asseco Gdynia.

Karol Wasiek
Karol Wasiek
trener Frasunkiewicz Newspix / Piotr Kieplin / PressFocus / Na zdjęciu: trener Frasunkiewicz
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Jak do tego doszło, że Asseco Gdynia wystąpi w renomowanych rozgrywkach EuroCup?

Przemysław Frasunkiewicz, trener Asseco Gdynia: Myślę, że o szczegóły należałoby zapytać prezesa Sęczkowskiego. Ja dostałem informację, że mam być gotowy do stworzenia dwóch zespołów: takiego pod EuroCup, ale też takiego tylko pod grę w Energa Basket Lidze. I do tych dwóch wariantów byłem przygotowany.

Dwa lata temu w rozmowie z prezesem Sęczkowskim powiedział pan: "utrzymam zespół w lidze z samymi Polakami". Czy teraz z pana ust padło stwierdzenie: "EuroCup? Biorę w ciemno!"?

Dwa lata temu nadarzyła się okazja, żeby wziąć zespół prosto po karierze. Myślę, że takie sytuacje nie zdarzają się zbyt często, więc trzeba je brać bez zastanowienia. Teraz rozmowa przebiegała nieco podobnie. Usłyszałem o szansie gry w EuroCupie i od razu powiedziałem, że jestem na to gotowy. W ogóle się nie wahałem. Jestem zdania, że każdy trener postąpiłby tak samo na moim miejscu.

Czy prawdą jest, że był taki pomysł, żeby przystąpić do EuroCupu tylko w polskim zestawieniu?

Prezes Sęczkowski dał mi wolną rękę, ale nie ukrywam, że miałem taki pomysł w głowie. Zacząłem zbierać informacje na temat zarobków Polaków grających za granicą i wyszło na to, że musielibyśmy mieć trzy razy większy budżet, żeby zbudować w miarę porządny zespół na EuroCup.

Jakie nazwiska brał pan pod uwagę?

Trudno powiedzieć, że brałem je pod uwagę, bo nie wiem, czy w ogóle ci zawodnicy chcieliby wrócić do Polski. Powiem tylko tyle, że budując taki zespół należałoby pomyśleć o Kuligu i Ponitce. A ich zarobki są kompletnie poza naszym zasięgiem finansowym.

ZOBACZ WIDEO Piorunujący start Bayernu. Hat-trick Roberta Lewandowskiego [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]


Ostatnie dwa miesiące były stresujące?

Tak. Trzeba pamiętać o tym, iż to jest taki moment w sezonie, że każdy błąd może później bardzo drogo kosztować. A przecież oprócz budowania zespołu na kolejny sezon prowadziłem także reprezentację Polski do lat 20, która miała jasno wytyczony cel: zwycięstwo w dywizji B w ME.

I udało się. Drużyna wygrała dywizję w wielkim stylu.
Uważam, że kluczowe dla tego zespołu były mecze sparingowe z Grecją, drużyną z Dywizji A. Pokonaliśmy rywali dwukrotnie bez większych problemów i wtedy narodziła się wiara w awans. Później doszło zacięte spotkanie na otwarcie turnieju z Gruzją, które wygraliśmy dzięki twardej obronie. Graliśmy z myślą wygrania dywizji, a nie tylko awansu i to udało się zrealizować.

Zobacz także: Koszarek zaskoczony, Kelati chwali - opinie po transferze Florence'a do Asseco Gdynia

Jak udało się połączyć te dwa procesy: prowadzenie zespołu i budowanie składu Asseco? Doba nie była za krótka?

Zacznę od anegdoty, która łączy te oba procesy. Może to śmiesznie zabrzmi, ale w Sofii, tam gdzie był organizowany turniej, mieliśmy ogromne problemy z internetem. W tych procesach nie byłem przecież osamotniony. Miałem bardzo fajny sztab ludzi. W Gdyni też pracowali ludzie, którzy wykonali tytaniczną pracę. To był zbiorowy wysiłek.

W obecnych czasach są telefony, jest komunikacja, więc wszystko można sprawnie pozałatwiać. Nie będę teraz narzekał, że trzeba było czasami pracować po 20 godzin na dobę. Jak się bierze dwie prace, to trzeba pracować podwójnie.

Po raz pierwszy w karierze miał pan okazję wybrać i zatrudnić zawodników zagranicznych. Do tej pory ściągał pan do zespołu tylko graczy krajowych. Jak wyglądał ten proces?

Te procesy za bardzo nie różnią się od siebie. Inaczej by to wyglądało 20 lat temu, gdy internet praktycznie nie funkcjonował. Teraz jest dostęp do wielu materiałów. Nie ma problemów ze sprawdzaniem informacji. Podam taki przykład. Miałem gracza na celowniku, który spodobał mi się podczas wizyty w Stanach Zjednoczonych. Zacząłem sprawdzać informacje na jego temat. Wykonałem telefon do trenera, który zdobył z nim mistrzostwo Francji. I ta rozmowa okazała się kluczowa.

Co pan usłyszał?

Usłyszałem od niego, że nikomu nie życzyłyby takiego zawodnika w zespole i sprawa sama się rozwiązała. Proszę mi wierzyć, że w tych czasach przepływ informacji jest bardzo duży. Trenerzy z innych klubów są bardzo otwarci, chętnie dzielą się informacjami.

Jak w takim razie zrobić wstępną selekcję graczy zagranicznych?

W naszym klubie obowiązują cztery poziomy "odsiewania". 90 procent zawodników odpada już na pierwszym poziomie. Głównie wynika to z faktu, że szukamy graczy konkretnych. Za przykład weźmy poszukiwanie środkowego. Szukaliśmy długiego, atletycznego koszykarza, który dobrze chroni strefę podkoszową. Jeżeli dostaje się propozycję gracza, który nie odrywa się od ziemi, ma 2.04 m i nie przemieszcza się sprawnie od kosza do kosza, to taka oferta od razu odpada.

Na kolejnej stronie trener Frasunkiewicz opowie o nowych wyzwaniach, EuroCupie, prośbie jednego z obcokrajowców, mentalności polskich zawodników i decyzji Przemysława Żołnierewicza

Jak oceniasz ruchy Asseco Gdynia na rynku transferowym?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×