Top 7, czyli nie ma jak na Okęciu. Pełen odlot

 Redakcja
Redakcja

Banda czworga

Hasło "Afera na Okęciu" ma jednoznaczne skojarzenia. Wydarzenia, które miały miejsce pod koniec 1980 roku można określić jako królową wszystkich afer. Zakończyła się trzęsieniem ziemi - dymisją selekcjonera reprezentacji Polski Kuleszy i dyskwalifikacją czterech gwiazdorów drużyny.

Rzecz działa się pod koniec listopada. W warszawskim hotelu Vera reprezentacja Polski miała zbiórkę przed wyjazdem na eliminacyjny mecz z Maltą. Co się wówczas działo? Wieczorem z hotelu wyszło kilku (kilkunastu piłkarzy?), żeby się trochę rozerwać. Józef Młynarczyk i Włodzimierz Smolarek trafili do kultowej Adrii, czyli byli na świeczniku. Smolarek w nocy miał wrócić do hotelu, z kolei Młynarczyk biesiadować do rana z dziennikarzem Wojciechem Zielińskim. Kiedy o świcie trafili do hotelu, czekali tam na nich, a właściwie głównie na Młynka, członkowie kierownictwa ekipy. Poinformowany o wszystkim został selekcjoner, który noc spędził w swoim warszawskim mieszkaniu. Bramkarz miał zostać w kraju. Decyzję szefa kadry piłkarze poznali sadowiąc się w autokarze na lotnisko. Według śledztwa prowadzonego przez Wydział Dyscypliny zaprotestowali przeciwko tej decyzji Zbigniew Boniek, Władysław Żmuda i Stanisław Terlecki grożąc, że bez bramkarza nie wejdą do autokaru.
Terlecki, wówczas doskonały skrzydłowy, kandydat na gwiazdę nie tylko Biało-Czerwonych, w swojej książce "Pele, Boniek i ja" całe zdarzenie tak zapamiętał:

"Żmuda, Boniek i ja byliśmy już wtedy w autokarze, Do autokaru chciał wejść też Młynarczyk, ale Blaut (Bernard, asystent selekcjonera - przyp. red.) stanął w drzwiach i nie zamierzał go przepuścić... - Weźmy go chociaż na lotnisko, tam zobaczy go na własne oczy selekcjoner Kulesza i zdecyduje, czy Józek jest trzeźwy czy nie - próbowałem negocjować. - Decyzja już zapadła. Młynarczyk nigdzie nie pojedzie - mówił Blaut, bo to on moim zdaniem podjął tę decyzję... Chwytając się ostatniej deski ratunku, wezwałem na pomoc kolegów z rady drużyny - Bońka i Żmudę. I zaczęła się przepychanka. Nikt nie chciał ustąpić, a wszyscy byliśmy tak podenerwowani, że mogło nawet dojść do rękoczynów..."

Ostatecznie pojechali wszyscy, a Młynarczyka prywatnym samochodem zawiózł na lotnisko właśnie Terlecki. Tam czekał już cały sztab kadry z Kuleszą oraz grupką dziennikarzy. Terlecki w swojej książce przekonuje, że ktoś powiadomił specjalnie żurnalistów, by nagłośnili sprawę, skoro kamery były już rozstawione, wszystko przygotowane do kręcenia... Targi wciąż trwały, ostatecznie kadra odleciała do Rzymu w komplecie, tam była na audiencji u papieża Jana Pawła II. Piłkarze byli dumni, że okazali się solidarni. W kraju media pisały o "bandzie czworga". Atmosfera gęstniała, pewne było, że zaraz po powrocie polecą głowy. Jeszcze we Włoszech kadrowicze uradzili, by Józek zapłacił 15 tysięcy złotych kary za swoje zachowanie i przekazał je na dom dziecka. Wysłali teleks do Warszawy ze swoją propozycją. Wszystko na nic.

Kulesza stracił pracę. 22 grudnia zapadły wyroki w sprawie zawodników. Zbigniew Boniek, Stanisław Terlecki - rok bezwzględnej dyskwalifikacji; Władysław Żmuda, Józef Młynarczyk - osiem miesięcy bezwzględnej dyskwalifikacji, a dla bramkarza aż dwa lata na kadrę; Włodzimierz Smolarek - dwa miesiące, w zawieszeniu na pół roku. Żmudzie zawieszono karę już w lutym 1981, Bońkowi i Młynarczykowi w lipcu tego roku. Do winy nie przyznał się Terlecki, który już nigdy nie zagrał w drużynie narodowej. Natomiast pozostali banici staraniem między innymi następnego selekcjonera Antoniego Piechniczka, dość szybko wrócili do kadry i wkrótce mogli cieszyć się z III miejsca wywalczonego na mundialu w Hiszpanii.

Michał Czechowicz, Zbigniew Mucha

[b]Czytaj więcej w PN

90 minut z Mariuszem Stępińskim: Myślałem, że potrafię pływać

Cristiano Ronaldo po godzinach. Niebezpieczny związek

90 minut ze Zdzisławem Kręciną: Jeśli beton, to tylko bałkański[/b]

Polub Piłkę Nożną na Facebooku
inf. własna
Zgłoś błąd
Komentarze (2)