Na miesiąc przed startem tego sezonu, jak grom z jasnego nieba spadła informacja, że Antonio Lindbaeck znów ma problem! Szwedzkie media przekazywały wówczas, że zawodnik m.in. Startu Gniezno znów został złapany za jazdę po wpływem alkoholu.
Żużlowiec, który był kreowany na następcę Tony'ego Rickardssona, zaczął uczęszczać na spotkania AA i podjął się terapii, by walczyć ze swoimi trudnościami.
W jednym z wywiadów przyznał, że zdaje sobie sprawę z tego, jak wielkim wrogiem jest dla niego alkohol i że miał z nim problem.
Na rozprawę sądową w tej sprawie musiał czekać kilka długich miesięcy, ale wiedział, że jego wybryk nie będzie potraktowany ulgowo. Tym bardziej że nie był to pierwszy taki przypadek u Lindbaecka.
ZOBACZ Czterech kandydatów na trenera reprezentacji. Wśród nich Nicki Pedersen!
W połowie listopada media ze Szwecji poinformowały, że żużlowiec w którego organizmie stwierdzono 1,82 promila alkoholu odbędzie miesięczną karę w więzieniu. Nowy klub byłego uczestnika Grand Prix, SpecHouse PSŻ Poznań, wydał oświadczenie, w którym przyznał, że wiedział o problemach zawodnika oraz o tym, że poniesie on tego konsekwencje.
Dziś już wiemy, że Lindbaeck ostatecznie do więzienia nie trafi. Tomasz Bajerski w rozmowie z polskizuzel.pl przekazał, że Szwed po raz kolejny karę odbędzie w domu, a jego jedynym ograniczeniem będzie specjalna opaska.
- To będzie trwało miesiąc. Będzie mógł normalnie szykować się do sezonu - dodał szkoleniowiec.
Czytaj także:
Tym przekonali go działacze Kolejarza Opole. "To dla mnie duży plus"
Skończył studia i jest gotów na nowe wyzwania