Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XV
- Czuję, że właśnie osiągnąłem w swojej karierze szczyt i nie mam już nic więcej do udowodnienia - mówił Michael Jordan 6 października 1993 roku, ogłaszając tym samym swoje odejście z NBA.
Ziemowit Ochapski
Nie będzie przesadą napisanie, że decyzja "Jego Powietrzności" była szokiem dla całego świata, bowiem sława zawodnika Chicago Bulls daleko wykraczała poza Stany Zjednoczone i tamtejszą zawodową ligę koszykówki. "MJ" miał dopiero 30 lat, a za sobą niesamowity sezon, w którym sięgnął z Bykami po trzeci tytuł mistrzowski z rzędu. Indywidualnie notował średnio 32,6 punktu oraz 2,8 przechwytu, zwyciężając w klasyfikacji najlepszych strzelców i "złodziei". Wystąpił w lutowym Meczu Gwiazd w Salt Lake City oraz znalazł się w pierwszej piątce NBA i pierwszej piątce najlepszych obrońców, a magazyn "Forbes" umieścił go na samym szczycie listy najlepiej zarabiających sportowców. Wielu specjalistów z branży zastanawiało się nad prawdziwą przyczyną tak radykalnej decyzji Michaela. Wypalenie? To nie w jego stylu - w końcu ten facet był głodny sukcesów jak nikt inny. W wakacje 1993 roku przeżył jednak wielką rodzinną tragedię - jego ojciec James został zamordowany przez dwóch nastolatków na parkingu przy autostradzie na granicy Karoliny Północnej i Południowej. Powodem zbrodni był przepiękny lexus, prezent od Mike'a, którym mężczyzna wracał z... pogrzebu przyjaciela. Strata rodzica to dla każdego ogromny cios, a w takich chwilach bardzo łatwo o pochopne działania. Słowa Jordana, choć wypowiadane ze łzami w oczach, wydawały się jednak bardzo dobrze przemyślane. - Śmierć ojca spowodowała, że zrozumiałem, iż nikt nie zna chwili, w której odejdzie z tego świata - mówił. - Ja mam w życiu do osiągnięcia jeszcze bardzo wiele. Mam wielu znajomych oraz członków rodziny, których nie widziałem od bardzo dawna. Poświęcając się koszykarskiej karierze musiałem bowiem myśleć przede wszystkim o sobie, jeśli chciałem zdobyć wszystko to co mi się udało. Teraz przyszedł czas, by poświęcić się rodzinie i spędzać więcej czasu z żoną oraz dziećmi. Po prostu wrócić do normalnego życia.
fot. Steve Lipofsky - Basketballphoto.com
Bulls przez dwie pierwsze rundy play-off's 1992/93 przebrnęli bez zadyszki, pokonując do zera najpierw Atlantę Hawks, a następnie Cleveland Cavaliers. W starciu o wielki finał zmierzyli się natomiast z nowojorskimi Knicks, którzy zdetronizowali ich w sezonie zasadniczym. Gdy przyszło co do czego, to jednak podopieczni Phila Jacksona pokazali swoją wyższość, wygrywając serię w sześciu meczach. Serię, która zaczęła się dla nich fatalnie, bo od dwóch porażek i zarwanej nocy "MJ'a" w kasynie w Atlantic City tuż przed starciem numer dwa. "Jego Powietrzność" zdobył wprawdzie potem 36 "oczek", lecz przy mizernej skuteczności 12/32 z gry, co potwierdziło, że jest tylko człowiekiem. - Michael będzie chciał to sobie odbić i nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Gdy przytrafi mu się gorszy występ, za każdym razem wraca w wielkim stylu - zapewniał po tym feralnym wieczorze Phil Jackson.