Od Romy do Juventusu - burzliwa historia polsko-włoskich starć w europucharach

Maciej Kmita
Maciej Kmita
fot. bpt/PAP/CAF/Janusz Mazur

Legia Warszawa - Sampdoria Genua (1:0, 2:2)
Puchar Zdobywców Pucharów 1990/1991

"Każdy ma w życiu dzień, który wszystko zmienia. Ja też taki miałem, nawet pamiętam datę - 20 marca 1991 roku. Przyjechał chłoptaś na europejskie salony, w koszulce z zaklejoną reklamą, i zapakował dwie bramki. I to komu! Sampdoria to była wtedy, jeśli nie najlepsza, to jedna z najlepszych drużyn świata - zdobywca PZP, przyszły mistrz Włoch" - taki akapit otwiera autobiografię Wojciecha Kowalczyka.

Trudno się dziwić temu, że "Kowal" wspomina właśnie rewanżowy mecz z Sampdorią - to w końcu spotkanie, w którym narodziła się jego legenda. W pierwszym meczu ćwierćfinału PZP 1990/1991 Legia pokonała Włochów 1:0 po golu Dariusza Czykiera, ale przed rewanżem ekipa z Łazienkowskiej 3 była spisywana na straty.

Nawet władze Legii nie wierzyły w sukces drużyny Władysława Stachurskiego, zgadzając się na bardzo wysokie premie za awans do półfinału. Tymczasem po 54 minutach spotkania w Genui Legia prowadziła 2:0 po dublecie 19-letniego Kowalczyka, który rozgrywał dopiero swój szósty mecz w jej barwach! Sampdoria doprowadziła do remisu za sprawą Roberto Manciniego i Gianluki Viallego, ale na więcej nie było jej stać.

Legia kończyła mecz w "10" po tym, jak Maciej Szczęsny obejrzał czerwoną kartkę za uderzenie Manciniego i w bramce Wojskowych stanąć musiał... Marek Jóźwiak, czyli nominalny obrońca.

Legia Warszawa pokona SSC Napoli?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Polub Piłkę Nożną na Facebooku
inf. własna
Zgłoś błąd
Komentarze (1)
  • cristof Zgłoś komentarz
    bylem, przezylem - chorzow; nalezy rowniez dodac ze wtedy bramki naa wyjezdzie NIE liczyly sie podwojnie, dlatego byl trzeci mecz;