Doyle może nie być pierwszy. Wielcy pechowcy, których kontuzje pozbawiły marzeń
Koszmarny wypadek Golloba z Wrocławia
Był 1999 rok. Tomasz Gollob zajmował fotel lidera klasyfikacji Grand Prix po pięciu rundach z przewagą 4 punktów nad Tony Rickardssonem. Przy ówczesnym systemie punktowania, nie była to znacząca różnica. Wystarczyłoby, że Szwed wygrałby finałową rundę w Vojens, a Polak byłby drugi i tak Rickardsson sięgnąłby po złoto.
W Vojens jednak odbyła się nierówna walka. Tydzień przed ostatnią rundą Grand Prix we Wrocławiu podczas finału Złotego Kasku, Gollob uczestniczył w makabrycznie wyglądającym karambolu wraz z Piotrem Protasiewiczem i Adamem Pawliczkiem. W szpitalu wylądował z ciężkim wstrząśnieniem mózgu, kontuzją ręki i z ogólnymi potłuczeniami. Biorąc pod uwagę fakt, jak wyglądał wypadek, na cud zakrawa fakt, że nic więcej nie stało się polskiemu żużlowcowi.
Gollob podjął heroiczną walkę i wystartował w ostatniej rundzie w Vojens, gdzie zdobył 8 punktów. Turniej wygrał Rickarsson, który został mistrzem świata, a Polak musiał zadowolić się srebrnym medalem. - Inni zawodnicy wiedzieli, że Tomek jest kontuzjowany. Rickardsson był wówczas w bardzo dobrej kondycji, a Tomek nie był w stanie obronić przewagi. Jechał praktycznie bez palca, po ciężkim wstrząśnieniu mózgu. Spotkała go taka niedola sportowa, bo nie mógł w pełni sił walczyć o tytuł mistrza świata - wspominał w rozmowie z WP SportoweFakty Jacek Gollob, brat późniejszego mistrza świata z 2010 roku.
-
speedwaycm.com Zgłoś komentarznic nie stracil bo nie jedzie z 5 cykli i ma mało pkt. Proste jak dymanie.
-
RECON_1 Zgłoś komentarzMoze to zabrzmi prozaicznie ale niestety taki jest ten nasz speedway, piekny ale zarazem bardzo niebezpieczny...
-
teknokiller Zgłoś komentarzFajnie polecam he he ,,FAKTY I MITY". Brawo TY!!!
-
sympatyk żu-żla Zgłoś komentarzTrudno się mówi żużel ma takie uroki.Raz się jedzie na wozie raz po .
-
saxon01 Zgłoś komentarzmaszyn,FUCKING ENGLISHMAN!!!
-
Ben Bernanky Zgłoś komentarzTylko historia Tomka i obecną Jasona są adekwatne do stwierdzenia "wielcy pechowvy" , reszta to wróżenie z fusów i bajdurzenie .....
-
baraboszkin Zgłoś komentarzDoyle'a, NO I ZAPOMNIAŁ PAN, ten artykuł nadaje się do kosza lub do natychmiastowej korekty, 1997 rok - Duńczyk Brian Andersen, znany już wówczas w polskiej lidze, ale nowicjusz w cyklu Grand Prix nagle zaczyna łapać wiatr w żagle, pnie się w górę w klasyfikacji GP, kończy drugi w GP Niemiec i wygrywa GP Wielkiej Brytanii, w generalce jest już drugi ex-aequo z Hamillem, a do prowadzącego, ale słabnącego Hancocka ma 7 punktów, jest jednak w sztosie, jego forma rośnie, do końca zostają dwa turnieje, niestety tuż przed kolejnym GP łamie obojczyk, z niewyleczonym urazem startuje w dwóch ostatnich turniejach, ale jest już cieniem samego siebie sprzed kontuzji, Hancock zostaje mistrzem świata (po raz pierwszy), Brian zamiast walki z Hancockiem o mistrzostwo cały cykl 1997 kończy na 6 pozycji, w następnych latach nigdy już nie wraca do formy sprzed kontuzji, kiedy patrzyłem na upadek Doyle'a na Motoarenie od razu przyszedł mi na myśl Brian Andersen, on też wtedy był takim człowiekiem znikąd w tej czołówce i gdyby nie kontuzja mógł być wówczas mistrzem świata, wygrywając m.in. z Gregiem Hancockiem właśnie... szkoda, ze pan o tym zapomniał...
-
elip Zgłoś komentarzrywali w ostatniej rundzie to jeszcze liczyć na ich potknięcie.
-
-ROMAN- Zgłoś komentarzCóż, wczoraj żużel pokazał swoje prawdziwe oblicze, nie wystarczy byc najlepszym aby zdobyc IMS, trzeba mieć jeszcze szczęście... Wracaj do zdrowia Jason.
-
elvis Zgłoś komentarzze wszytskich wymienionych,tylko o australijczyku i Tomku mozna tak powiedziec.Reszta to bujna wyobraznia autora.
-
jotefiks Zgłoś komentarzA JAK SIĘ ŻYCIE ZMIENIA O 360 STOPNI???? HAHHAHHAHA
-
homur sampsen Zgłoś komentarzstopni." redaktorzy syfów już nawet nie czytają swoich wypocin, byle ilość słów się zgadzała XDDDDDDDDD
-
atom Zgłoś komentarzprzyszłości.