Doyle może nie być pierwszy. Wielcy pechowcy, których kontuzje pozbawiły marzeń
Co by było, gdyby nie upadek Kasprzaka w Landshut
To był życiowy sezon Krzysztofa Kasprzaka, który do dziś może tylko gdybać, jakiego koloru medal wywalczyłby w 2014 roku, gdyby nie feralny wypadek podczas Speedway Best Pairs w Landshut. Po dwóch rundach SGP "KK" miał aż 11 punktów przewagi nad Nicki Pedersenem. Na tym etapie sezonu to jeszcze nie była różnica, która przesądzała o medalach. Fakt jednak był taki, że kontuzja kolana kompletnie rozbiła Kasprzaka.
Polak po piątkowym treningu w Tampere podjął decyzję o wycofaniu się z Grand Prix Finlandii. Mimo tego, że nie wystartował w trzeciej rundzie IMŚ, utrzymał prowadzenie w klasyfikacji przejściowej. Uraz jednak dawał się we znaki Kasprzakowi przez prawie cały sezon. Na ciężkim torze w Malilli, Kasprzak nie zdobył nawet punktu i w "generalce" spadł na dziesiąte miejsce.
Końcówkę sezonu Polak miał znów fantastyczną i powrócił na podium klasyfikacji generalnej. Kasprzak z dorobkiem 132 punktów został wicemistrzem świata. Do złotego medalu, który padł łupem Grega Hancocka stracił zaledwie 8 punktów. Nigdy nie dowiemy się, ile punktów w Tampere i Malilli mógłby wywalczył zdrowy Krzysztof Kasprzak. Pech nie zabrał wówczas medalu Polakowi, ale kto wie, czy nie pozbawił szans na tytuł mistrza świata. Z drugiej strony nie można zapomnieć, że w 2014 roku ówczesny mistrz Greg Hancock, także z uwagi na kontuzję wycofał się z Nordyckiej Grand Prix w Vojens. Amerykanina uraz nie pozbawił jednak złotego medalu.
-
speedwaycm.com Zgłoś komentarz
nic nie stracil bo nie jedzie z 5 cykli i ma mało pkt. Proste jak dymanie. -
RECON_1 Zgłoś komentarz
Moze to zabrzmi prozaicznie ale niestety taki jest ten nasz speedway, piekny ale zarazem bardzo niebezpieczny... -
teknokiller Zgłoś komentarz
Fajnie polecam he he ,,FAKTY I MITY". Brawo TY!!! -
sympatyk żu-żla Zgłoś komentarz
Trudno się mówi żużel ma takie uroki.Raz się jedzie na wozie raz po . -
saxon01 Zgłoś komentarz
maszyn,FUCKING ENGLISHMAN!!! -
Ben Bernanky Zgłoś komentarz
Tylko historia Tomka i obecną Jasona są adekwatne do stwierdzenia "wielcy pechowvy" , reszta to wróżenie z fusów i bajdurzenie ..... -
baraboszkin Zgłoś komentarz
Doyle'a, NO I ZAPOMNIAŁ PAN, ten artykuł nadaje się do kosza lub do natychmiastowej korekty, 1997 rok - Duńczyk Brian Andersen, znany już wówczas w polskiej lidze, ale nowicjusz w cyklu Grand Prix nagle zaczyna łapać wiatr w żagle, pnie się w górę w klasyfikacji GP, kończy drugi w GP Niemiec i wygrywa GP Wielkiej Brytanii, w generalce jest już drugi ex-aequo z Hamillem, a do prowadzącego, ale słabnącego Hancocka ma 7 punktów, jest jednak w sztosie, jego forma rośnie, do końca zostają dwa turnieje, niestety tuż przed kolejnym GP łamie obojczyk, z niewyleczonym urazem startuje w dwóch ostatnich turniejach, ale jest już cieniem samego siebie sprzed kontuzji, Hancock zostaje mistrzem świata (po raz pierwszy), Brian zamiast walki z Hancockiem o mistrzostwo cały cykl 1997 kończy na 6 pozycji, w następnych latach nigdy już nie wraca do formy sprzed kontuzji, kiedy patrzyłem na upadek Doyle'a na Motoarenie od razu przyszedł mi na myśl Brian Andersen, on też wtedy był takim człowiekiem znikąd w tej czołówce i gdyby nie kontuzja mógł być wówczas mistrzem świata, wygrywając m.in. z Gregiem Hancockiem właśnie... szkoda, ze pan o tym zapomniał... -
elip Zgłoś komentarz
rywali w ostatniej rundzie to jeszcze liczyć na ich potknięcie. -
-ROMAN- Zgłoś komentarz
Cóż, wczoraj żużel pokazał swoje prawdziwe oblicze, nie wystarczy byc najlepszym aby zdobyc IMS, trzeba mieć jeszcze szczęście... Wracaj do zdrowia Jason. -
elvis Zgłoś komentarz
ze wszytskich wymienionych,tylko o australijczyku i Tomku mozna tak powiedziec.Reszta to bujna wyobraznia autora. -
jotefiks Zgłoś komentarz
A JAK SIĘ ŻYCIE ZMIENIA O 360 STOPNI???? HAHHAHHAHA -
homur sampsen Zgłoś komentarz
stopni." redaktorzy syfów już nawet nie czytają swoich wypocin, byle ilość słów się zgadzała XDDDDDDDDD -
atom Zgłoś komentarz
przyszłości.