Bayern - Borussia, czyli jak idole stawali się zdrajcami
Naszą wirtualną "11" poprowadziłby Ottmar Hitzfeld. Legendarny Szwajcar, który latem 2014 roku przeszedł na emeryturę, święcił triumfy zarówno jako szkoleniowiec Borussii, jak i Bayernu.
Borussię prowadził w latach 1991-1997, sięgając z nią po dwa mistrzostwa i dwa Superpuchary Niemiec, a zwieńczeniem jego pracy w Dortmundzie było wygranie Ligi Mistrzów 1996/1997.
Po roku przerwy wrócił na ławkę trenerską i został opiekunem Bayernu. W pierwszej przygodzie z monachijskim klubem poprowadził go do zdobycia czterech mistrzostw, trzech Pucharów Ligi i Superpucharów, a do tego dorzucił Ligę Mistrzów i Puchar Interkontynentalny.
Po sezonie 2003/2004 opuścił Bayern, by wrócić do niego w lutym 2007 roku i prowadzić go do końca kampanii 2007/2008. Tym razem w zaledwie 15 miesięcy wzbogacił klubową gablotę o trzy trofea: mistrzostwo, Puchar i Puchar Ligi.
Trenerami Bayernu i Borussii byli też między innymi Udo Lattek i Otto Rehhagel, ale żaden z nich nie zapisał się w historii klubów tak dobrze jak Hitzfeld.
-
jendker83 Zgłoś komentarzjedyny występ bramkarza dla BVB miał wymiar symboliczny i na tym się skończyło. Gdzie tu jakaś zdrada. Zresztą nie tylko słowo "zdrajcy" w tytule jest użyte kompletnie bez sensu. "Idole"? Hummels, który jako wychowanek Bayernu w pierwszym składzie zagrał raz, albo Fink, który dla BVB nie zagrał w ogóle ani razu w dorosłej drużynie mieliby być idolami odpowiednio Bayernu i BVB? Z całego zestawienia populistycznego określenia "zdrajca" można użyć tak naprawdę w stosunku do dwóch, może trzech osób - na czele z Goetze. Po co ta tania sensacja?