Para nie do pary. Ósma część historii Kenny'ego Cartera

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Collins był wściekły nie tylko na Cartera, ale również na federację, która wysłała żużlowców do Australii bez.... menadżera. Podobnie zresztą czuł się Kenny, który swoją słabą postawę tłumaczył tym, że na treningu tor był twardy, a podczas zawodów przyczepny. Sezon 1982 definitywnie dobiegł końca i choć zakończył się dla Cartera srebrnym medalem MŚ par, to krążek ten smakował wyjątkowo gorzko. Takich jeźdźców jak Kenny cieszyły bowiem tylko zwycięstwa, a Anglia nie dość, że zajęła drugą lokatę, to jeszcze on najbardziej się do niej przyczynił w negatywnym sensie.

Ani się Kenny obejrzał, a był już styczeń 1983 roku. Wtedy właśnie na świat przyszła jego córeczka imieniem Kelly Marie. Co ciekawe, dziewczynka dostała imię po... ulubionym amerykańskim żużlowcu swojego taty - Kellym Moranie! Państwo Carterowie mieszkali w swojej wyremontowanej, luksusowej posiadłości w Bradshaw. Wszystkie motocykle i ekwipunek żużlowy Kenny trzymał w przydomowym warsztacie, a całego dobytku strzegła suka owczarka alzackiego, Gypsy, którą uratował przed śmiercią na pobliskim złomowisku. Carterowie w ogóle uwielbiali zwierzęta, bo mieli u siebie też Tigera - uroczego whippeta. Pies wszędzie podążał za żużlowcem Książąt.

Jako zawodowy jeździec wciąż młody zawodnik Halifax Dukes nie miał zbyt wiele wolnego czasu, ale kiedy odpoczywał od obowiązków, to nie próżnował i budował przydomowy tor motocrossowy, po którym wkrótce śmigał z kumplami. Przed rozpoczęciem sezonu 1983 podpisał również kontrakt z producentem samochodów Land Rover i otrzymał swój egzemplarz z silnikiem V8. Mniej-więcej w tym samym czasie nabył też rolls-royce'a i postanowił, że przed trzydziestką zostanie... milionerem.

Pomimo dwóch wielkich porażek w poprzedniej kampanii, świeżo upieczony tata przed startem sezonu 1983 miał trochę powodów do radości. Sielanka została jednak zburzona po dwóch test-meczach przeciwko USA, w których Kenny zaprezentował się po prostu fatalnie i został w końcu zastąpiony przez zbliżającego się do czterdziestki Malcolma Simmonsa. - Moja duma ucierpiała - żalił się Carter. - Lubię wiedzieć, że jestem numerem jeden na Wyspach, ale powinienem też jeździć jak na numer jeden przystało. To chyba najgorsze rozpoczęcie sezonu w mojej karierze.

Słaba forma na szczęście nie trzymała się reprezentanta Zjednoczonego Królestwa przesadnie długo. Już w trzecim starciu z Jankesami zapisał na swoim koncie 16 "oczek", a w kolejnym o zaledwie 3 punkty mniej. Miał więc powody do optymizmu, chociaż wśród kibiców nie brakowało jego wielkich oponentów. Pewnego razu pewna dziewczyna wręczyła mu nawet list z pogróżkami, ale Anglik nie przejmował się takimi detalami i robił swoje na tyle dobrze, że w ostatnim z pięciu spotkań towarzyskich przeciwko USA Brytyjczycy triumfowali 58-50, co dało im zwycięstwo 3-2 w serii.

1 czerwca w finale IM Wielkiej Brytanii w Coventry Kenny Carter uplasował się na czwartym miejscu i niedługo później z lekkim niedosytem wybrał się do Bremy, żeby wspólnie z Peterem Collinsem walczyć w półfinale MŚ par. Na niemieckiej ziemi reprezentacja Anglii znów musiała uznać wyższość ekipy Stanów Zjednoczonych w osobach Bobby'ego Schwartza i Dennisa Sigalosa, ale niespełna dwa tygodnie później w Goeteborgu Synowie Albionu nie mieli sobie równych, a Jankesi zakończyli rywalizację na dopiero czwartej lokacie.

W Szwecji rozkład punktów pomiędzy Anglikami wyglądał idealnie. Carter wywalczył 15 "oczek" i bonus, a Collins 10 punktów i 4 bonusy. Zapiski w programie to jednak tylko jedna strona medalu, a wiele na ten temat do powiedzenia ma sam Peter Collins: - Startowaliśmy w zawodach parowych, ale nie tworzyliśmy teamu. Nie było między nami żadnej więzi. Kenny w ogóle nie zaprzątał sobie głowy taktyką. On zawsze gadał jak bardzo jest angielski, ale na torze był indywidualistą. Wydawało się, że ciągle gdzieś błądzi myślami. Podczas spotkania dotyczącego naszej aktualnej sytuacji punktowej nie miał pojęcia, co będzie musiał zrobić i kogo pokonać. Przed naszym ostatnim wyścigiem nie wiedział nawet jakiego wyniku potrzebujemy, żeby wygrać złoto. Plan był taki, że on przypilnuje Ivana Maugera, a ja spróbuję pokonać Larry'ego Rossa. On jednak nie miał zielonego pojęcia ile wysiłku będzie mnie to kosztować. Oczywiście menadżer zespołu powinien dbać o to, żeby zawodnicy byli na bieżąco o wszystkim informowani, ale nie wydaje mi się, żeby Kenny rejestrował jego słowa. Był skupiony na sobie i nie obchodziło go nic wokół. Taką postawę można zrozumieć jeśli chodzi o turnieje indywidualne, ale zawody drużynowe to inna para kaloszy.
Triumf w Goeteborgu naprawdę delikatnie osłodził Kenny'emu ostatnie porażki w IMŚ. Jeździec Książąt z jednej strony był zadowolony z wywalczonego złotego krążka, lecz z drugiej wiedział, że to nie tylko jego zasługa, i że w zawodach indywidualnych Peter Collins czyhałby na każde jego potknięcie. Mały krok naprzód został jednak uczyniony, a do postawienia kolejnego okazja zapowiadała się już 17 lipca w Manchesterze, gdzie zaplanowano Finał Zamorski, czyli przedostatnią odsłonę eliminacji IMŚ 1983.

Koniec części ósmej. Kolejna już w najbliższą niedzielę.

Bibliografia: Halifax Courier, Speedway Plus, Speedway Star, Tony McDonald - Tragedy: The Kenny Carter Story.

Serdecznie podziękowania dla Mike'a Patricka, właściciela witryny www.mike-patrick.com, za udostępnienie fotografii wykorzystanej w tekście.

Poprzednie części:
Od startu pod górkę. Pierwsza część historii Kenny'ego Cartera
Pierwszy wiraż. Druga część historii Kenny'ego Cartera
W końcu na prostej. Trzecia część historii Kenny'ego Cartera
Witaj elito! Czwarta część historii Kenny'ego Cartera
Poza podium. Piąta część historii Kenny'ego Cartera
Droga do LA. Szósta część historii Kenny'ego Cartera
Czternasty wyścig. Siódma część historii Kenny'ego Cartera

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×