Polskie bolączki. Czesi obnażyli słabości szczypiornistów
Brak elementu zaskoczenia
Z Czechami nie funkcjonowała druga linia, więc rywale okopali się na szóstym metrze i rzadko dopuszczali Polaków do rzutów z koła czy z narożnika. Skrzydłowi skończyli raptem dwa ataki pozycyjne. Mało, bardzo mało. Szczypiorniści mieli też pracować nad dograniami do obrotowych. Tu było nieco lepiej, choć też bez szału. Patryk Walczak dostał kilka piłek, potrafił wywalczyć karnego. Po raz kolejny zawiódł natomiast Marek Daćko. Kołowy Górnika dwa razy urwał się obronie, ale koncertowo zepsuł rzuty i obił Martina Galię. Jednym golem na pewno nie przekonał trenera Przybeckiego, dla którego był i raczej pozostał ostatnim wyborem na tej pozycji. Inna sprawa to brak fluidów na linii zawodnik - trener. Na początku roku obrotowy żalił się w wywiadzie z katowickim "Sportem", że jeździ z kadrą na wycieczki i grywa zaledwie ogony.
Trenerzy Jan Filip i zwłaszcza Daniel Kubes (kiedyś zabijaka w obronie) przygotowali defensorów na warianty gry Polaków. Momentami Biało-Czerwoni wyglądali na bezradnych, rywale postawili mnóstwo bloków, na oko ponad 10. Czystych pozycji z drugiej linii było malutko.
Jedyne, co w pełni wychodziło Polakom, to rozegrania pod kątem Tomasza Gębali. Olbrzym z Orlenu Wisły wychodził w górę i trafiał w spektakularny sposób. Swoją drogą, kibice wymagają od niego zdecydowanie więcej niż od innych i pamiętają mu głównie złe wybory, czytaj - irytujące wejścia na szósty metr. Znowu dostał po uszach, ale tym razem niezasłużenie, zagrał więcej niż przyzwoicie. Na koncie cztery efektowne bramki, czego chcieć więcej. Potem wchodził w obronę, bo koledzy nie stwarzali mu pozycji.
-
Nicpoń i Bełkot Zgłoś komentarzMyślałem , że tylko ja z dnia na dzień mogę zejść na małpy .