Miał zająć miejsce Pudzianowskiego. W wieku 27 lat zmarł w trakcie treningu
Śmierć Marunde dla najbliższych była wielkim szokiem. Każdy, kto go poznał, miał o nim jak najlepsze zdanie.
- Spotkałem go w 2001 roku. Od razu stał się dla mnie dobrym przyjacielem. Każdego dnia kochał to, co robi. Bycie zawodowcem wymaga, aby trenować do granic możliwości i on tak właśnie robił - mówi przyjaciel Corey St. Clair.
- To był wielki, wręcz potężny mężczyzna. A jednocześnie niesamowicie uroczy. On i Callie tworzyli idealną parę - zdradza jeden z podopiecznych Marunde.
- On był łagodnym olbrzymem - wyjaśnia jego fenomen żona.
Nagła śmierć męża była wielkim ciosem dla Callie Marunde. Kobieta spodziewała się wówczas dziecka. Córka miała przyjść na świat za cztery miesiące. Jessica Joy nigdy nie zobaczyła ojca. Dzisiaj wychowuje ją inny strongman, bo Callie poślubiła Nicka Besta.