Karkołomne zjazdy, nieuważni kierowcy, a nawet bezpański pies. Tak giną kolarze

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
Tragiczny wypadek podczas Tour de France 1995. Fabio Casartelli nie odzyskał już przytomności (Fot. YouTube).

- To było, jak najgorszy z koszmarów - opowiadał policjantom jeden z kibiców, który na żywo widział wypadek Hiszpana. - W czwórkę gonili peleton, Santisteban prowadził tę grupę, na chwilę odwrócił głowę, aby skontrolować współtowarzyszy, chwilę później jego koło najechało na bidon wyrzucony na asfalt przez jednego z kolarzy z przejeżdżającego kilkanaście sekund wcześniej peletonu. Nie miał szans!

Hiszpański kolarz stracił panowanie nad rowerem, uderzył głową o asfalt, wypadł poza trasę. - Nie ruszał rękami, nie oddychał, nie było szans na reanimację - mówił lekarz, który błyskawicznie dotarł do kolarza.

Jeszcze tego samego dnia osiem tysięcy kibiców oddało hołd zmarłemu sportowcowi. Wzruszające chwile zepchnęły rywalizację sportową na drugi plan.

18 lipca 1995 - kolejny czarny dzień światowego kolarstwa. Podczas 15. etapu Tour de France, w wysokich Pirenejach, zmarł Fabio Casartelli. Włoch był aktualnym mistrzem olimpijskim z Barcelony (1992). Na zjeździe (Col de Portet-d'Aspet) doszło do kraksy. Casartelli uderzył głową o asfalt, miał zmasakrowaną całą twarz, stracił przytomność. Zdjęcia zrobione przez ratowników, którzy dotarli najszybciej na miejsce wypadku do dzisiaj robią makabryczne wrażenie.

Włoch znalazł się w helikopterze. Lekarze walczyli o jego życie. Sytuacja była dynamiczna.

Polub SportoweFakty na Facebooku
Zgłoś błąd
Komentarze (2)
  • kmz lw Zgłoś komentarz
    ciekawy artykuł, ale pisany chyba przez dziecko z podstawówki... czy red. Bobakowski jest w stanie mi wytłumaczyć, która to 'kość czaszkowa'?