Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XXII

13 stycznia 1999 roku w United Center odbyła się konferencja prasowa. - Chciałem powiedzieć tylko: "odchodzę", ale po chwili zdałem sobie sprawę, że fani oraz media zasługują na więcej - mówił "MJ".

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Lokaut w lidze dobiegł końca, a plotki o zakończeniu kariery przez Michaela Jordana pojawiły się w prasie już kilka dni przed oficjalnym wystąpieniem koszykarza w hali Byków. Niby cały świat był przygotowany na decyzję "Jego Powietrzności", a i tak nikt nie mógł w nią uwierzyć. O ile w 1993 roku wciąż młody wiek króla basketu dawał nadzieję, że wróci on jeszcze na parkiety NBA, o tyle teraz wydawało się to już niemożliwe. Jordan miał na karku prawie trzydzieści sześć lat, to kiedy niby miałby wrócić? Przed czterdziestką? - Jeśli chodzi o szanse na mój powrót - 99,9 procent, że już nie wrócę. To nie 100 procent, ale prawie. Nigdy nie mów nigdy - oświadczył Mike. Serce więc podpowiadało, że furtka nie jest jeszcze zamknięta, lecz rozum usilnie temu zaprzeczał. "MJ" jako powód swojego drugiego przejścia na koszykarską emeryturę podał zmęczenie psychiczne oraz fakt, że zaspokoił już głód zwyciężania. Zaznaczył, że fizycznie wciąż byłby w stanie grać na najwyższym poziomie, ale ciężko mu o odpowiednią motywację, kiedy wygrał już wszystko i to nie jeden raz. Słuchając Michaela miało się wrażenie, że jest dokładnie tak samo jak w 1993 roku, że i tym razem jego słowa są tylko zasłoną dymną. Wówczas spekulowano, iż prawdziwym powodem odejścia "Jego Powietrzności" z NBA było uzależnienie od hazardu, a tym razem mówiło się sporo o konflikcie z generalnym menadżerem klubu, Jerrym Krausem, któremu nie udało się zatrzymać na stanowisku trenera ulubionego coacha "MJ'a" - Phila Jacksona. - To jest wielkie gdybanie - tłumaczył Jordan. - Gdy po raz pierwszy odszedłem z ligi, Phil nadal był trenerem, dlatego wydaje mi się, że nawet gdyby nim pozostał, to ciężko byłoby mi znaleźć dla siebie jakieś wyzwanie. Z drugiej strony on zawsze potrafił na mnie wpłynąć, ale nie wiem, czy tym razem by się mu udało. W połowie poprzedniego sezonu chciałem grać jeszcze przez wiele lat, lecz po ostatnim meczu czułem się totalnie wypompowany. Nie potrafię więc powiedzieć, czy pozostanie Phila na stanowisku zmieniłoby cokolwiek. W sprawie sporu z zarządem Bulls Michael również wypowiadał się bardzo dyplomatycznie. Twierdził, że w każdym zespole pojawiają się nieporozumienia, ale są one nieszkodliwe dopóki nie przeszkadzają w osiągnięciu wspólnego celu. Dodał także, że nigdy nie szantażował włodarzy klubu, którzy mają absolutne prawo do własnej wizji budowy drużyny.
Koniec kariery koszykarza oznaczał dla Michaela Jordana nowy etap w życiu. "MJ" zapewnił, że nie będzie już tak jak poprzednio, i że nie wcieli się w baseballistę czy futbolistę NFL. Planował spędzać więcej czasu z rodziną - żoną Juanitą, synami Jeffreyem i Marcusem oraz córką Jasmine. - Decyzja Michaela pewnie w ogóle nie wpłynie na moje życie. Zapewne teraz będzie spędzał więcej czasu myjąc swoje samochody - żartowała Juanita. "Air" podczas konferencji w United Center starał się kryć targające nim emocje. W końcu na poważnie zaczął grać w basket w wieku dwunastu lat i wszystko podporządkował temu, żeby pewnego dnia znaleźć się w lidze zawodowej. Dwukrotnie wystąpił na igrzyskach olimpijskich, a w NBA dawał popisy niesamowitej gry podczas trzynastu sezonów. Było mu przykro, że rezygnuje z tego co kocha, lecz jednocześnie czuł dumę, iż żegna się z parkietem będąc w formie pozwalającej mu walczyć o najwyższe cele.

Era Michaela Jordana sprawiła, że wielu znakomitych zawodników z nim rywalizujących czuło się niespełnionych, bo to on zgarniał wszelkie tytuły i wyróżnienia. Chodzi głównie o Charlesa Barkleya, Patricka Ewinga oraz Karla Malone. Wydawać by się mogło, że dowiadując się o zakończeniu kariery przez "MJ" poczuli oni wielką ulgę, lecz było zupełnie inaczej. Wszyscy pragnęli, żeby Mike rozegrał chociaż jeszcze jeden sezon, bo gdyby jakimś cudem któremuś z nich udało się zdobyć mistrzostwo, to mógłby powiedzieć, że wygrał je pokonując Chicago Bulls z Michaelem Jordanem w składzie. - Wszyscy żartowali ze mną i nie byli zadowoleni z tego, że odchodzę, bo nigdy nie udało im się pokonać mnie w finałach czy play-off's - wspomina "Air". - To całkiem miłe i zawsze będę im okazywał za to szacunek.

Przybycie "Jego Powietrzności" do Chicago odmieniło nie tylko wizerunek Byków, ale i całego miasta. Przestało być ono kojarzyć się tylko z gangsterami, a zaczęto je postrzegać jako siedzibę czempionów koszykówki. Michael zapewnił, że zawsze całym sercem będzie wspierał Bulls, lecz zaznaczył, że w klubie muszą nauczyć się radzić sobie bez niego, bo może co najwyżej służyć dobrą radą, gdyż chwilowo nie planuje podejmować pracy trenera czy kogokolwiek innego.

Słowa słowami, a życie życiem. Scottie Pippen, Dennis Rodman, Luc Longley czy Steve Kerr poszukali sobie nowych zespołów, a "MJ" z dala od basketu nie potrafił trzymać się zbyt długo. Już w marcu w mediach krążyła informacja, że dziesięciokrotny król strzelców ligi zawodowej zaczął prowadzić rozmowy w sprawie kupna połowy udziałów w klubie Charlotte Hornets, wywodzącym się z jego rodzinnych stron. Negocjacje trwały prawie do końca kwietnia, lecz zakończyły się fiaskiem, gdyż Mike pragnął wpływów znacznie większych niż te, które mógł mu zaoferować właściciel drużyny - George Shinn. W listopadzie natomiast zaczęło być głośno o tym, iż "Air" rozważa ponowny powrót na parkiet. Widziano go bowiem na jednym z treningów Chicago Bulls. Rozdział występów dla teamu ze stanu Illinois był już jednak definitywnie zakończony, a wszelkie spekulacje szybko ucięto.
fot. Steve Lipofsky - Basketballphoto.com fot. Steve Lipofsky - Basketballphoto.com
Nowym przystankiem w karierze Michaela Jordana okazał się Waszyngton. W drugiej połowie stycznia 2000 roku "Jego Powietrzność" nabył około 20 procent udziałów w klubie Washington Wizards i objął stanowisko dyrektora ds. koszykówki. Postawił sobie nie lada wyzwanie, zapewniając, że z drużyny, która od dwunastu sezonów nie wygrała meczu w play-off's, w ciągu pięciu lat uczyni zwycięski team. - Zamierzam na tej organizacji pozostawić odciski swoich dłoni oraz stóp - mówił. - To dla mnie coś zupełnie nowego. Nigdy nie byłem po tej stronie barykady. Może uda mi się tchnąć ducha w ten zespół, a może nie. Na tym polega piękno nowych doświadczeń.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×