"Jego Powietrzność" od chwili przybycia do Chicago nie był obciążeniem dla kieszeni właściciela Bulls - Jerry'ego Reinsdorfa. W latach 1985-1996 najlepszy koszykarz na świecie pobrał z klubowej kasy 25 milionów "zielonych", co przy wpływach z tytułu kontraktów reklamowych stanowiło sumę naprawdę niewielką. "MJ" miał już jednak skończone trzydzieści trzy lata, więc był to dla niego ostatni dzwonek na podpisanie umowy życia. 13 lipca 1996 roku "Air" parafował najbardziej lukratywny kontrakt w historii NBA. Za tylko sezon gry w koszulce Byków urodzony na Brooklynie zawodnik miał się wzbogacić o ponad 30 milionów dolarów. Michael bez wątpienia wart był tych pieniędzy, lecz w kuluarach mówiło się, że na tę kwotę spory wpływ miało zainteresowanie osobą Jordana ze strony włodarzy New York Knicks, gdzie u boku Patricka Ewinga, Alana Houstona oraz najlepszego przyjaciela z parkietu, Charlesa Oakleya, mógłby on stworzyć mistrzowski team.
[i]
- Michael powiedział kiedyś, że nie chce być przepłacany[/i] - mówił Jerry Reinsdorf. - Dlatego jesteśmy przekonani, że ta pensja jest sprawiedliwa przez wzgląd na przeszłość oraz to, co Jordan może nam dać w przyszłym sezonie. O kolejnym kontrakcie będziemy rozmawiać na podstawie tego, co się wydarzy w czasie trwania obecnego. "Air" początkowo był zainteresowany podpisaniem dwuletniej umowy, lecz gdy trener Phil Jackson zdecydował się przedłużyć kontrakt z Bykami o zaledwie jeden sezon, zmienił zdanie. "MJ" nie wyobrażał sobie współpracy z innym coachem i zapowiadał, że pozostanie w Bulls tak długo, dopóki szkoleniowcem ekipy z "Wietrznego Miasta" będzie "Zen Master". Właściciel Byków w bardziej dyplomatyczny sposób przedstawiał decyzję swojego zawodnika: - Michael poprosił o jednoroczną umowę, ponieważ nie chce grać, jeśli nie będzie w stanie sprostać wymaganiom, które sam sobie stawia. W ten sposób Jordan i Bulls po zakończeniu rozgrywek będą mogli usiąść do rozmów i przedyskutować przeszłość oraz przyszłość. Ten kontrakt to również pewna nowość w dzisiejszych czasach, gdyż zazwyczaj zawodnicy chcą wieloletnich umów, a potem zarabiają krocie, gdy nie reprezentują już tego poziomu co wcześniej. Cieszymy się, że rozmowy z Michaelem oraz jego reprezentantami, Michaelem Falkiem oraz Curtisem Polkiem, przebiegły tak sprawnie.
30 milionów dolarów to bez wątpienia ogromne pieniądze. Ale czym one są w stosunku do tego, jakie zyski przyniósł klubowi Michael Jordan? "MJ" w koszulce Byków po raz ostatni zagrał jeszcze w latach dziewięćdziesiątych, a Bulls do dnia dzisiejszego czerpią zyski z tego, że "Jego Powietrzność" był ich zawodnikiem. Gigantyczne pieniądze dla pochodzącego z Wilmington gracza to swego rodzaju spłata długu, jaki klub miał wobec niego - podziękowanie za lojalność i wyrażenie nadziei, że "MJ" będzie występował w "Wietrznym Mieście" do końca swojej kariery. Ludzie w Chicago kochali Michaela, a on na swój sposób kochał to miasto. Sezon 1996/97 był doskonałym momentem, żeby tym razem to druga strona dała coś więcej od siebie. Nie ma bowiem wątpliwości, że Jordan w każdym roku występów w Chicago Stadium oraz United Center prezentował formę godną najlepszego koszykarza na Ziemi.
- Ten zespół stać na wywalczenie kolejnego tytułu - zapowiadał "MJ" przed startem rozgrywek 1996/97. Michael starał się jednak nie żyć przeszłością i uczulał media oraz kibiców na to, że rezultat osiągnięty w poprzednich zmaganiach nie ma w tej chwili żadnego znaczenia. "Air" dawał również do zrozumienia, że dla drużyny nie liczy się bicie kolejnych rekordów, a najważniejsze jest po prostu przebicie się do play-off's. Koledzy Mike'a oraz trener Phil Jackson zachowywali troszkę większą ostrożność. Dla nich przełamywanie kolejnych barier również nie miało większego znaczenia - w końcu Byki były już drużyną weteranów, którzy musieli się oszczędzać. Za cel stawiali sobie jednak wygranie sześćdziesięciu gier, co niemal gwarantowało przewagę własnego parkietu w play-off's.
Pierwszą piątkę ekipy z "Wietrznego Miasta" stanowili gracze bardzo doświadczeni. Michael Jordan, Scottie Pippen, Dennis Rodman, Ron Harper oraz Luc Longley - spośród nich tylko ten ostatni był przed trzydziestką i to zaledwie o dwa lata. Ławka rezerwowych z Tonim Kukocem, Billem Wenningtonem, Randym Brownem i Steve'm Kerrem na czele również nie była zbiorem młodzieniaszków, a czterdziestotrzyletni Rober Parish należał już do prawdziwych dinozaurów basketu. - Nie mam pojęcia, czy to będzie mój ostatni sezon, czy nie - mówił "MJ". - Chcę mieć w zanadrzu możliwość zdecydowania o tym później.
30 listopada 1996 roku Michael Jordan osiągnął barierę 25 tysięcy punktów zdobytych na parkietach ligi zawodowej. "Jego Powietrzność" dokonał tego w San Antonio, gdzie Bulls rozprawili się z miejscowymi Spurs 97:88. Uzbierał wtedy 35 "oczek" przy skuteczności 14/35 z pola, a także dołożył do tego dorobku 9 zbiórek i 3 asysty. "MJ" stał się dziesiątym graczem w dziejach NBA, któremu udało się zdobyć 25 tysięcy punktów, a szybciej od niego dokonał tego tylko Wilt Chamberlain. "Szczudło" potrzebował na to 691 spotkań, a Mike 782. - To całkiem zwyczajne uczucie, dokładnie takie samo jak towarzyszące mi w chwili osiągnięcia bariery 24 tysięcy "oczek". Tak naprawdę chciałem jednak dojść do tej granicy we wtorek w Milwaukee, ponieważ na tym meczu będzie moja żona - żartował król basketu.
Weekend Gwiazd 1997 miał miejsce w Cleveland w stanie Ohio. Na tej tradycyjnej imprezie nie mogło zabraknąć oczywiście "Jego Powietrzności", który ponownie znalazł się w pierwszej piątce Wschodu na All-Star Game. "MJ'" na parkiecie Gund Arena spędził 26 minut, a jego łupem padło pierwsze triple-double w historii Meczu Gwiazd: 14 punktów, 11 zbiórek oraz 11 asyst. Wschód pokonał Zachód 132:20, lecz wyżej od osiągnięcia Mike'a oceniono występ rezerwowego Glena Rice'a, autora 26 "oczek", któremu przyznano statuetkę MVP.
[nextpage]
W lutym w Cleveland gościły największe legendy świata NBA z Wiltem Chamberlainem, Billem Russellem, Kareemem Abdul-Jabbarem, Georgem Mikanem czy Elginem Baylorem na czele. Z okazji pięćdziesięciolecia swojego istnienia, liga NBA postanowiła w przerwie Meczu Gwiazd uhonorować pięćdziesięciu najlepszych zawodników w dziejach, wybranych przez jury złożone byłych graczy, dziennikarzy, generalnych menadżerów klubów, trenerów oraz sędziów. "MJ" po raz pierwszy w życiu miał okazję do pogawędki z Wiltem Chamberlainem czy wysłuchania Billa Russella, wyjaśniającego swoją filozofię walki na tablicach. - Wilt podszedł do mnie i pogratulował wszystkich osiągnięć na parkiecie - wspomina Mike. - Wyraził nadzieję, że kiedyś będzie nam dane usiąść i spokojnie pogadać. Marzę o tym, ponieważ podziwiam jego dokonania, które są naprawdę niesamowite. On zdobył 100 punktów w jednym meczu, a w jednym sezonie potrafił rzucać średnio ponad 50. Konwersacja z Rusellem wywarła na zawodniku chicagowskich Byków ogromne wrażenie. Legendarny center Boston Celtics opowiadał, że często podpatrywał technikę rzutu rozgrzewających się przeciwników. - Dzięki temu łatwiej mu było zebrać piłkę po niecelnej próbie, bo wiedział jak się ustawić - dodaje "MJ", który jako jeden z niewielu aktywnych zawodników znalazł się w gronie pięćdziesięciu wybrańców.
Bulls nie powtórzyli osiągnięcia z poprzednich rozgrywek i nie przekroczyli bariery siedemdziesięciu wygranych w sezonie zasadniczym. Trzy porażki w czterech ostatnich starciach zdecydowały o tym, że Byki zakończyły zmagania z bilansem 69-13 i ponownie z pierwszego miejsca w lidze przystąpiły do play-off's. Wypracowany rezultat był gorszy od wcześniejszego, ale i tak drugi w dziejach NBA. Mike po raz dziewiąty w karierze został królem strzelców, notując średnią 29,6. Ponownie znalazł się w pierwszej piątce ligi oraz pierwszej piątce najlepszych obrońców.
Pierwszym rywalem ekipy z "Wietrznego Miasta" na drodze do piątego finału w ciągu siedmiu lat był team Washington Bullets. Pociski zostały odprawione 3-0, a półfinałowe starcia z Atlantą Hawks i Miami Heat również nie zmęczyły zbytnio weteranów z Chicago, gdyż oba rozstrzygnęły się po zaledwie pięciu meczach. W rywalizacji o mistrzowski tytuł na Jordana i spółkę czekała już tylko jedna przeszkoda - Utah Jazz napędzani przez fenomenalny duet John Stockton - Karl Malone. Liderzy ekipy z Salt Lake City także byli już weteranami i liczyli się z tym, iż nadchodzące starcia z Bykami mogą być ich pierwszą i zarazem ostatnią szansą na trofeum im. Larry'ego O'Briena.
Jazzmani okazali się twardymi przeciwnikami. Byki w pierwszym spotkaniu zwyciężyły tylko dzięki genialnej dyspozycji Scottiego Pippena oraz celnemu rzutowi "MJ'a" w ostatniej sekundzie. W kolejnym spotkaniu w United Center było już nieco łatwiej, lecz dwa kolejne mecze w Salt Lake City wygrali gospodarze i wynik rywalizacji brzmiał 2-2. Kolejna konfrontacja mogła okazać się kluczowa dla losów serii, a podopieczni Phila Jacksona mieli nie lada problem - Jordan zmagał się z prawie czterdziestostopniową gorączką i ledwie trzymał się na nogach. Ostatecznie pojawił się jednak na parkiecie, notując niewiarygodny jak na swój stan zdrowia występ: 38 "oczek", 7 zbiórek, 5 asyst i 3 przechwyty. W ostatniej minucie spotkania trafił ważny rzut za trzy punkty, który pozwolił Bykom na utrzymanie prowadzenia do końca i zwycięstwo 90:88. - Od wielu sezonów gram wspólnie z Michaelem, ale jeszcze nigdy nie widziałem go w takim stanie - wspominał Scottie Pippen. - Prawdę mówiąc, nie przypuszczałem, że będzie w stanie przebrać się w strój. To, czego dokonał, jest absolutnie niesamowite. On jest najlepszy i moim zdaniem bezdyskusyjnie należy mu się nagroda MVP.
11 lipca 1997 roku wszyscy myśleli, że tamtego wieczora Michael Jordan zmagał się z grypą. Po latach osobisty trener "Jego Powietrzności", Tim Grover, wyznał jednak, że niedyspozycja koszykarza nie była efektem grypy, a zatrucia pokarmowego. W noc poprzedzającą mecz numer pięć przeciwko Jazzmanom, ekipa Byków siedziała wspólnie w hotelowym pokoju, kiedy nagle część chłopaków poczuła głód. Obsługa hotelowa po godzinie 21:00 nie serwowała już posiłków, więc postanowiono zadzwonić po pizzę. - Jedzenie przyniosło pięciu kolesi. "Mam złe przeczucia", mówiłem. Spośród wszystkich zgromadzonych tylko Michael jadł - opowiada Grover. Nad ranem Tim zastał "MJ'a" zwijającego się z bólu w hotelowym łóżku. Obok niego był już lekarz drużyny. - To zatrucie pokarmowe. Na sto procent. Żadna grypa - mówił trener do medyka.
Na szósty mecz serii Bulls wrócili do United Center, gdzie czekały na nich dwie okazje do przypieczętowania piątego tytułu w ciągu siedmiu lat. Podopieczni Phila Jacksona mogli świętować sukces już za pierwszym razem dzięki fantastycznej czwartej kwarcie i ostatecznym triumfie nad Jazz 90:86. Michael Jordan zdobył 39 punktów, zgarnął tytuł MVP finałów, a cały świat czekał na jego decyzję odnośnie przedłużenia kontraktu z Bykami. Wszyscy mieli również w pamięci jego niesamowite poświęcenie w ostatnim starciu w Salt Lake City. - To była najtrudniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłem - wspomina Mike. - Prawie zszedłem z tego świata, byle tylko wygrać mecz. Gdybyśmy przegrali, byłbym zdruzgotany.
Koniec części dwudziestej. Kolejna już w najbliższą środę.
Specjalne podziękowania dla Steve'a Lipofsky'ego, oficjalnego fotografa Boston Celtics w latach 1981-2003 oraz twórcy serwisu Basketballphoto.com, za udostępnienie zdjęć wykorzystanych w artykule.
Bibliografia: Chicago Tribune, Chicago Sun-Times, nba.com, basketball-reference.com.
Poprzednie części:
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. I
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. II
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. III
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. IV
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. V
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. VI
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. VII
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. VIII
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. IX
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. X
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XI
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XII
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XIII
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XIV
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XV
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XVI
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XVII
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XVIII
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XIX