Mistrz w potrójnej koronie - podsumowanie sezonu 2015/2016 w wykonaniu Vive Tauronu Kielce

Aneta Szypnicka-Staniec 15 Lipca 2016, 07:58

Liga Mistrzów

Łez i ogromnych emocji nie brakowało też tydzień później, kiedy kielczanie po wielkim meczu, wspaniałym pościgu i emocjonującej serii rzutów karnych przełamali hiszpańsko-niemiecką passę i po raz pierwszy w historii sięgnęli po zwycięstwo w Lidze Mistrzów. W meczu o złoto polski zespół pokonał MVM Veszprem, chociaż jeszcze na czternaście minut przed końcem przegrywał dziewięcioma bramkami i nic nie wskazywało na to, że będzie w stanie się podnieść.

W finale kielczanie napisali jednak piękną historię - a każdy bohater tego wydarzenia zasługiwał na osobną stronę na kartach historii. To był dzień Marina Sego, który na kilkanaście dni przed Final Four doznał poważnej kontuzji i jego występ w Kolonii stał pod wielkim znakiem zapytania, a pojawił się na boisku podczas serii karnych i chorą nogą obronił rzut jednego z najskuteczniejszych zawodników całej edycji Ligi Mistrzów - Gaspera Marguca.

To był dzień Sławomira Szmala, który w drugiej połowie meczu dosłownie zamurował bramkę. To był dzień fenomenalnym rzutem doprowadzającego do dogrywki Krzysztofa Lijewskiego czy zdobywającego decydującą bramkę Julena Aguinagalde. Był to wreszcie dzień Mateusza Kusa, przekonywującego wszystkich kilkanaście minut po zakończeniu spotkania, że warto marzyć, bo skoro Ligę Mistrzów wygrał prosty chłopak z Piekar Śląskich, to wszystko inne też jest możliwe. Kielczanie udowodnili, że zespołowość i prawdziwy team spirit jest w stanie wygrać z wielkimi pieniędzmi i najlepszymi zawodnikami na całym świecie. Ten sukces miał kilkunastu ojców, ale najważniejszymi byli Bertus Servaas i Tałant Dujszebajew.