Jak ten czas szybko leci: pięć lat temu Adam Małysz oddał swój ostatni skok

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski

Małysz miał skoki narciarskie we krwi. Przecież jego pradziadek - Andrzej Szturc - był właścicielem małej, drewnianej skoczni. Kiedy więc wujek, Jan Szturc, zaproponował małemu Adasiowi pierwszą, poważną próbę, nie napotkał sprzeciwu. I tak sześciolatek pojawił się na skoczni K-17 w Wiśle-Centrum. Chodził jeszcze do zerówki. Pięknie wyszedł w powietrze, ale przy lądowaniu (na siódmym metrze) wypadł z butów.

- To prawdziwa historia, nikt jej nie zmyślił - Jan Szturc śmiał się podczas wywiadu dla "Polski The Times". - Zawsze wśród takich dzieciaków są problemy z butami. Są po prostu drogie, więc część "narybku" skacze w obuwiu z odzysku, często zbyt dużego. Do dzisiaj, jak dzieciakowi wypadną buty, to obserwatorzy mówią: "o, rośnie nam drugi Małysz".

Upadek przy pierwszym skoku nie zniechęcił Adasia. Nie zniechęcił do sportu, bo w szkole podstawowej był bardziej piłkarzem, niż skoczkiem. - Grał na skrzydle, strzelał sporo bramek - podkreślała mama Adama, Ewa Małysz. - Wydawało się, że to jego przeznaczenie.

Gdyby mieszkał w Warszawie, Krakowie, czy Poznaniu, pewnie dopiąłby swego. Zostałby piłkarzem. Jednak w Wiśle nie miał wyboru: albo skakanie, albo bieganie. Przez jakiś czas łączył te dwie dyscypliny. Trenował kombinację norweską.

Czy Adam Małysz jest najwybitniejszym polskim sportowcem?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Polub Sporty Zimowe na Facebooku
inf. własna, "Polska The Times", "Dziennik Zachodni", skijumping.pl, TVP
Zgłoś błąd
Komentarze (2)
  • MisiakWKS Zgłoś komentarz
    I kolejny artykuł dzielony na podstrony. Kiedy to się wreszcie skończy? Kiedy zaczniecie słuchać czytelników ?