Powrót do czołówki - podsumowanie sezonu w wykonaniu Dospel Włókniarza Częstochowa

Mateusz Makuch 31 Października 2013, 21:26

Największe rozczarowanie: Rafał Szombierski

"Szumina" w sezonie 2013 miewał przebłyski naprawdę dobrej formy. Jego pojedynki z Jarosławem Hampelem podczas spotkania w rundzie zasadniczej na torze w Częstochowie można śmiało oglądać w długie zimowe wieczory. Szombierski był zresztą najlepszym zawodnikiem Włókniarza w starciu ze Stelmet Falubazem, zapisując na swoim koncie aż 13 punktów. Nieźle spisał się też m.in. w meczu z Betard Spartą Wrocław i we wspomnianej konfrontacji Lwów w Rzeszowie.

W wielu spotkaniach Rafał Szombierski był jednak cieniem dla samego siebie. Na pewno on sam oczekiwał od siebie lepszej jazdy. Naturalnie nikt, zwłaszcza w Częstochowie, nie wymagał od niego notorycznych "dwucyfrówek", ale chociażby kilku punkcików na wyjazdach. Tych w przypadku Szombierskiego było nie za wiele. Na koniec "Szumina" zarobił czerwoną kartkę. Wydarzenie to miało miejsce w rewanżowym meczu półfinału Enea Ekstraligi i praktycznie przekreśliło szanse Lwów na awans do finału.

Po sezonie Szombierskiego tłumaczył prezes Paweł Mizgalski w udzielonym dla naszego portalu obszernym wywiadzie. Słusznie zauważył on, że Rafał nie miał zbyt wielu okazji do startów. - W tym roku Rafał posiadał KSM 2,50 i idealnie pasował do naszej koncepcji składu. Był to jedyny sensowny wybór. W pewnym momencie zaczęliśmy się zastanawiać, czy nie zorganizować Rafałowi startów w ligach zagranicznych, w turniejach towarzyskich, ale było to obarczone dużą dozą ryzyka. Zwłaszcza w końcówce sezonu baliśmy się sytuacji, w której Rafał nie mógłby w naszych barwach wystartować. Tym bardziej, że ma problemy z kręgosłupem i miednicą. Chcieliśmy zminimalizować ryzyko. Na pewno startów Rafałowi brakowało. To wychodziło zwłaszcza w meczach wyjazdowych, gdzie jego obeznanie z różnymi nawierzchniami mocno szwankowało - stwierdził sternik częstochowskich Lwów.