Panowanie Marty Półtorak. Dlaczego się nie udało?
Pierwsza przygoda z Ekstraligą
Beniaminek przed sezonem 2006 zaskoczył wszystkich swoimi transferami. Do stolicy Podkarpacia dołączył Mistrz Świata z sezonu 2003 - Nicki Pedersen, a także Rune Holta i Tomasz Chrzanowski. Rzeszowianom bardzo szybko udało się wypracować bezpieczną przewagę w tabeli, dzięki czemu widmo nagłego spadku nie zagrażało nawet przez moment. Nie udało się jednak awansować do czołowej "czwórki" walczącej o medale, choć zabrakło tylko jednego punktu. Po 20 kolejkach Marma Polskie Folie Rzeszów zakończyła sezon na szóstej pozycji w tabeli.
- I to był chyba ostatni moment, kiedy wszystko szło zgodnie z planem. Awans z roku 2005 był dużym sukcesem, w roku 2006 udało się utrzymać w lidze. Kolejne lata miały przynieść sukcesy. Ciśnienie w Rzeszowie było ogromne - zaznacza Grzegorz Drozd.
Następny rok przyniósł najlepszy wynik drużyny za czasów kadencji Marty Półtorak. W sezonie 2007 rzeszowianie nie byli zaliczani do grona faworytów rozgrywek. Wedle niektórych ekspertów Żurawie dysponowały najsłabszym zestawieniem w lidze. Wiek juniora ukończyli już bowiem Stachyra oraz Miesiąc i pod numerami 6 i 7 pojawiła się potężna dziura. Liderem ekipy w dalszym ciągu pozostawał Nicki Pedersen. Do stolicy Podkarpacia ściągnięto nikomu wcześniej nieznanych Davey Watta i Andreasa Messinga, a także powracającego po bardzo nieprzyjemnej kontuzji Rafała Dobruckiego.
Żurawie w fazie zasadniczej odniosły komplet zwycięstw na własnym obiekcie i bezproblemowo awansowały do play-offów. Rewelacyjnie spisywał się Nicki Pedersen (2,730), a objawieniem sezonu okazał się Watt (1,824). Niestety dla kibiców Stali Rzeszów, obaj zawodnicy w najważniejszym momencie sezonu odnieśli kontuzje. W półfinale Marma uległa Unii Leszno, a w meczach o trzecie miejsce została rozgromiona przez Spartę Wrocław.
- Bardzo dobrze wspominam ten rok w Rzeszowie. To było dla mnie spore wyzwanie logistycznie, bo Rzeszów leży na drugim końcu Polski. Ten sezon był też dla mnie sporą niewiadomą, bo byłem świeżo po wyciągnięciu prętów z pleców. Wydawało się, że poza Pedersenem nie ma w tej drużynie pewnych punktów. Ale Watt miał wtedy chyba życiową formę, solidnie jeździł także Scott Nicholls. To czwarte miejsce na koniec sezonu nie było przypadkiem, bo naprawdę wszyscy byliśmy wtedy w dobrej formie. Tylko kontuzje w finałowej fazie sezonu pozbawiły nas szans na medal, na który zasługiwaliśmy - przyznaje po latach Rafał Dobrucki.
Po sezonie 2007 apetyty u rzeszowskich kibiców zostały mocno rozbudzone. Żurawie w swoim drugim roku startów w Ekstralidze otarły się o medal i wszystko wskazywało na to, że piękny sen w stolicy Podkarpacia będzie trwał nadal. Kłoda pojawiła się jednak już zimą. Klub dość niespodziewanie opuścił Nicki Pedersen, który wybrał ofertę Włókniarza Częstochowa. Początkowo zastępcą dla najlepszego zawodnika świata miał być Tomasz Gollob, któremu rzeszowski klub oferował ogromne pieniądze. Ten wybrał jednak ofertę Stali Gorzów. Ostatecznie na lidera drużyny w roku 2008 wykreowana Kennetha Bjerre. Młody Duńczyk był przymierzany do Żurawi już kilka sezonów wcześniej. Jazda filigranowego żużlowca pozostawała jednak wiele do życzenia. W 9 meczach odniósł tylko trzy indywidualne zwycięstwa, co sfrustrowało włodarzy klubu, którzy odstawili Bjerre od składu. Zawodzili także ci, którzy rok wcześniej byli pewnymi punktami drużyny, a więc Watt i Nicholls.
W tamtym sezonie rzeszowianie nie byli jednak "czerwoną latarnią" ligi. To miano otrzymał odwieczny rywal z Tarnowa. Żużlowcy Unii przez cały sezon odnieśli tylko jedno zwycięstwo. W bezpośrednim spotkaniu o utrzymanie rzeszowianie bezproblemowo odprawili swoich odwiecznych rywali i zafundowali im spadek do I ligi. Kilka tygodni później zmierzyli się w barażu z drugą drużyną I ligi - Wybrzeżem Gdańsk. Ku wielkiemu zdziwieniu wszystkich kibiców w Polsce, lepsi okazali się żużlowcy znad Morza. To oznaczało, że po trzech latach rzeszowianie znowu będą startować na krajowym zapleczu.
Drugi podbój Ekstraligi
Rok 2009 był najmniej barwnym sezonem za kadencji Marty Półtorak. Do końca niewiadomą pozostawało to, czy jej firma nie wycofa się ze sponsoringu. Ostatecznie Półtorak postanowiła w dalszym ciągu wspierać rzeszowski żużel, ale na rynku transferowym nie było już zawodników którzy gwarantowaliby niezwłoczny awans do Ekstraligi. Skład został oparty na wychowankach, których podobnie jak w roku 2005 wspierał Mikael Max. Żurawie uplasowały się wówczas na trzecim miejscu w tabeli.
W sezonie 2010 cel został już jasno określony. Marta Półtorak wraz z rzeszowskim klubem chciała jak najszybciej wrócić do Ekstraligi. W tym celu do stolicy Podkarpacia ściągnięto dwóch Brytyjczyków - Chrisa Harrisa i Lee Richardsona. To oni mieli pociągnąć za sobą pozostałą część zespołu. Wyspiarze choć nie brylowali, to prezentowali się bardzo solidnie. Podobnie zresztą jak reszta składu. Na jesieni awans stał się faktem i rzeszowianie znowu znaleźli się w gronie najlepszych drużyn w kraju.
Tym razem przygoda z najsilniejszą ligą świata miała trwać dłużej, a klub z Rzeszowa na wiele lat miał się stać czołową siłą w kraju. W tym celu PGE Marma zakontraktowała Jasona Crumpa, jednego z najlepszych zawodników na świecie. Rok 2011 miał być tylko przejściowym okresem w historii rzeszowskiego żużla. Z ligi nikt nie spadał, bo ta miała zostać od następnego sezonu powiększona do 10 zespołów. Poza tym, klub w dalszym ciągu czekał na remont stadionu. Prawdziwe sukcesy miały przyjść dopiero w następnych latach. Jason Crump i spółka zakończyli sezon na wysokim, bo piątym miejscu w tabeli, ale jazda Żurawi przez cały sezon w żadnym stopniu nie porywała.
Kolejny rok, to kolejne poważne wzmocnienie drużyny. Tym razem, do stolicy Podkarpacia ściągnięto Grzegorza Walaska, a kończącego wiek juniorski Dawida Lamparta zastąpiono dobrze rokującym Łukaszem Sówką. Przy nieco słabszej niż obecnie, bo 10-zespołowej Ekstralidze, skład Żurawi oparty na Crumpie, Walasku, Richardsonie, Okoniewskim i Sówce prezentował się całkiem przyzwoicie. Niestety, 13 maja 2012 roku doszło do jednej z największych tragedii w historii czarnego sportu. Podczas meczu Betard Sparty z PGE Stalą Rzeszów na torze we Wrocławiu śmierć poniósł Lee Richardson, współtwórca awansu drużyny do Ekstraligi. Rzeszowianie w żałobie zakończyli sezon na siódmej pozycji w tabeli.
- Śmierć Lee była straszna dla nas wszystkich, a co dopiero dla tych, którzy byli z nim na co dzień. Wiem, że w tamtym czasie pani Marta przeżywała bardzo trudny okres. To nie było miłe, przyjemne i komfortowe. W żadnym klubie nikt nie miał wcześniej takich doświadczeń. Coś co miało być przyjemnością i sprawiać frajdę, zrobiło się tragiczne. To na pewno odcięło w jakimś stopniu pani Marcie paliwo do dalszej zabawy w żużel - twierdzi Krzysztof Cegielski.
-
KACPER.U.L Zgłoś komentarzśmiech:)
-
RECON_1 Zgłoś komentarzliderów dokladala slabiutkich zawodnikow i to ich pkt brakowalo do ogólnego sukcesu.
-
tarnow kings Zgłoś komentarzPanowanie Marty Półtorak. Dlaczego się nie udało? ........jak sobie wybrałaś miasto rzeszow na sponsoring to teraz sie nie dziw ze sie nie udało !!!!!!!
-
dziadek motorower Zgłoś komentarzNo i fajnie!!! STAWIAM NA Harrisа!!! Pozdr
-
tomas68 Zgłoś komentarzZabrakło zwykłej cierpliwości i zaufania do swoich ludzi ze strony kibiców.
-
Maciek Rusin Zgłoś komentarzstać na ekstraligową drużynę.
-
mati3600 Zgłoś komentarzCo na to Petru?
-
malin1976 Zgłoś komentarzbędą kilka lat ratować klub wyprowadzając go na prostą jadąc w ulubionej przez 1,5k nice lidze .
-
k44 Zgłoś komentarzgdzie występuje się co prawda za grosze, ale bez presji. Latanie też nie jest rozwiązaniem, bo to nadal trudne logistycznie wyzwanie, droższe i jak pokazuje przypadek u sąsiadów czasem niebezpieczne. W tych okolicznościach najrozsądniejszym rozwiązaniem jest budowanie składu w oparciu o zawodników miejscowych bądź z bliższej okolicy (na niekorzyść Rzeszowa działa niestety upadek żużla na Węgrzech). Taka koncepcja jednak nie jest atrakcyjna dla potencjalnych sponsorów, utrudnia ogólnopolską/światową promocję. Jeżeli jednak ktoś już decyduje się wyłożyć kasę i chce stać się rozpoznawalnym to warto choć trochę PLNów przeznaczyć na konkretnego trenera/menadżera, który miałby sensowną koncepcję budowy składu, nawet takiego Cieślaka w ostateczności, bo choć typa łagodnie mówiąc nie cenię, to często gości w mediach i sama czapeczka "Marma Polskie Folie" na jego łysym czerepie byłaby reklamowym sukcesem, nie mówiąc o cwaniactwie, które Buczokom dało wiele niezasłużonych medali. Konkludując - bez sponsora z baaardzo grubym portfelem o Ekstralidze możemy zapomnieć, to nie lata 80-te, choć i wtedy WSK kasę ładowało. Należy skupić się na szkoleniu młodzieży i robić fajny speedway w oparciu o lokalnych zawodników. Za dwa, trzy lata może powiększą Elipę i wtedy wystarczy wzmocnić się jakimś Ruskiem i walczyć o medale:)
-
PIRO Zgłoś komentarzZostały im wspomnienia po Kuciapsonie hahaha i na tym tyle nie bede płakał za nimi
-
głos z Rzeszowa 61 Zgłoś komentarzczas , że nic się nie zmieniło gdzie ci sponsorzy co "stali w kolejce " do zainwestowania . Gimbusy wylewające swoje żale są dobre w przedszkolu a nie na forum. W Rzeszowie nikt poważnej kasy jak na razie nie zainwestuje , bo niby po co [ aby być opluwanym ? ]. Jak na razie to jesteśmy "stolnnnnica innowacji" z koszmarnie przepłacona trybuną na którą teraz w lecie będzie można wykorzystać do opalania .
-
ALPACA Zgłoś komentarzbyło u nich wizji na kolejne miesiące, lata. Liczyła sie tylko teraźniejszość i piekne wypowiedzi /i wygląd/ do mediów. Szkoda Klubu, jego charyzmatycznych poprzedników. Zawsze bede powtarzał, że osoby które doprowadzają swoimi decyzjami /czyt. podpisami/ do upadku w tym, przypadku kolejnego zakładu pracy POWINNY Z WŁASNEJ KIESZENI pokryć wszystkie straty i kwoty nie wypłacone i powinny mieć zakaz min. 10 lat na prowadzenie jakiej kolwiek działalności gospodarczej. pzdr
-
AMON Zgłoś komentarzcaryca kupiła sobie maskotkę klub żużlowy a gdy się jej znudziło odstawiła zabawkę w kont ale tak jest niestety że bardzo zamożni ludzie często zmieniają hobby .