Debiutancka przygoda Stelmetu z Euroligą dobiegła końca. Jak wypadł mistrz Polski?
Stelmet zaskakuje Europę
Kolejne trzy spotkania były prawdziwym testem dla młodej ekipy z Zielonej Góry. W czwartej kolejce do Winnego Grodu przyjechała ekipa Galatasaray Stambuł, która była przetrzebiona kontuzjami. W drużynie Ergina Atamana brakowało kilku kluczowych zawodników, m.in. Manuchara Markoishviliego, Nathana Jawai, czy Furkana Aldemira. Mimo tych osłabień to goście byli stawiani w roli faworytów tego starcia.
Mistrz Polski przez większość czasu przegrywał z Galatasaray, lecz po fantastycznej grze Ervinga Walkera w końcówce czwartej kwarty (8 punktów z rzędu, w tym dwie trójki) prowadził nawet 73:72. Gorąca końcówka padła jednak łupem gości z Turcji, którzy ostatecznie sięgnęli po drugie zwycięstwo w Eurolidze.
Stelmet pokazał, że drzemie w nim wielki potencjał, który trzeba tylko wydobyć. Świetnie grali wspomniany wcześniej Walker oraz Zamojski, który chyba był najrówniej grającym koszykarzem w zielonogórskiej ekipie.
Kolejnym rywalem zespołu Uvalina był wielki Olympiacos Pireus. Mało kto spodziewał się tego, że mistrz Polski podejmie walkę z greckim hegemonem. Na dodatek drużyna osłabiona była brakiem Przemysława Zamojskiego, ale zielonogórzanie od samego początku mocno ruszyli na grecką ekipę.
Stelmet Zielona Góra niemalże przez cały mecz prowadził z mistrzem Euroligi. Olympiakos miał 11 punktów mniej od polskiego zespołu po pierwszej połowie, a w czwartej kwarcie przegrywał nawet 57:65! Ostatecznie Vassilis Spanoulis i spółka dogonili mistrza Polski, a bohaterem Greków okazał się Evangelos Mantzaris, który rzutem za trzy punkty równo z końcową syreną dał Olympiakosowi piątą wygraną z rzędu w Eurolidze.
- To był prawdziwy mecz Euroligi. Zasłużyliśmy na to zwycięstwo i teraz naprawdę bardzo trudno zaakceptować fakt, że przegraliśmy. Jestem jednak zadowolony i dumny z naszego wysiłku, zagraliśmy na maksimum możliwości, wszyscy gracze bardzo chcieli wygrać - mówił po meczu trener Uvalin.
Po tym spotkaniu zaczęto głośniej mówić o polskim zespole. Mimo że po pierwszej rundzie drużynie miała na swoim koncie zaledwie jedno zwycięstwo, to nikt nie odbierał szans na awans ekipie Mihailo Uvalina. No może poza kibicami Bayernu Monachium, którzy dość niechętnie przyszli na spotkanie z mistrzem Polski, co po meczu zdradzał sam Svetislav Pesić. Zresztą przytoczył nawet anegdotkę, a bardziej fragment rozmowy z jego znajomym przed samym spotkaniem, która brzmiała mniej więcej tak:
(Kolega trenera mówi): Z kim gracie w czwartek, bo chcę kupić bilety na mecz?
(Trener) : Ze Stelmetem Zielona Góra.
(Kolega): A to nie idę, bo i tak wygracie wysoko, pójdę sobie na inny mecz.
Zielonogórzanie w Monachium rozegrali zdecydowanie najlepsze spotkanie w tych rozgrywkach. Stelmet prawdziwy popis dał w trzeciej, decydującej kwarcie. Wygrał ją aż 32:17, prezentując kapitalne 10 minut. Łukasz Koszarek trafiał za trzy punkty i idealnie obsługiwał swoich kolegów, Vladimir Dragicević ze stoickim spokojem punktował spod kosza, wulkanem energii był w końcu Christian Eyenga a Przemysław Zamojski jak zwykle miał nieustanny ciąg na kosz. Ten kwartet był głównym architektem drugiej wiktorii w Eurolidze.
- Trzecia kwarta była w naszym wykonaniu niesamowita. Odbudowaliśmy się w zbiórkach, gdzie przez pierwsze dwie kwarty spisywaliśmy się bardzo słabo. To wielkie zwycięstwo dla całego klubu. Jestem naprawdę szczęśliwy, że udało się pokonać zespół z tak renomowanym trenerem i to jeszcze w jego hali - powiedział po meczu Mihailo Uvalin , szkoleniowiec Stelmetu Zielona Góra.
-
dariazg Zgłoś komentarzbłędów, więc jak specjalista nie zauważa błędów w pisowni to nie wiem, nie wspominając, że mecz z Bayernem ODBYŁ SIĘ 18 A NIE 17 PAŹDZIERNIKA. Profesjonalizm jest fajny, naprawdę, nie trzeba się go bać :)
-
wąż Zgłoś komentarzNowy Timeout
-
wąż Zgłoś komentarzŹle nie było :)
-
Henryk Zgłoś komentarzPowodu do wstydu nie ma.