Finał Pucharu Polski: Lech kontra Legia historycznie
23.06.1988, Łódź.
Lech Poznań - Legia Warszawa 1:1
(Araszkiewicz 48 - K. Iwanicki 64), k. 3:2. Widzów: 10 000. Sędzia: Werner (Gliwice). Żółte kartki: Kruszczyński - Dziekanowski.
Lech: Jankowski - Rzepka, Skrobowski, Łukasik, Kofnyt (50 Słowakiewicz) - Rybak (94 Skrzypczak), Romke, Jakołcewicz, Araszkiewicz - Pachelski, Kruszczyński. Trener: Szerszenowicz.
Legia: Robakiewicz - Kubicki, Janas (5 Jóźwiak), Gmur, Arceusz (91 Jagoda) - Z. Kaczmarek, Pisz, K. Iwanicki - Szeliga, Łatka, Dziekanowski. Trener: Strejlau.
Długo wyczekiwana przez lechitów okazja do rewanżu. Do finału przystępowali już jako dwukrotni zdobywcy trofeum (sezony 1981-82 i 1983-84), ale w lidze zespoły w sezonie zakończonym triumfem Górnika Zabrze dzieliło aż sześć pozycji w tabeli i jedenaście punktów na korzyść trzeciej na finiszu Legii. Jedno z najważniejszych dla przebiegu finału wydarzeń stało się niespełna trzy tygodnie przed meczem w Łodzi w ligowym spotkaniu drużyn w Poznaniu wygranym 2:0 przez gospodarzy. Już w 14. minucie trener Grzegorz Szerszenowicz zmienił bramkarza Zbigniewa Pleśnierowicza (wcześniej był w Legii), który psychicznie nie wytrzymał ciężaru gatunkowego spotkania i zapowiadanej rywalizacji w finale. Między słupki wszedł Ryszard Jankowski, nie oddając już miejsca w składzie do końca sezonu.
W Pucharze Polski obronił rzuty karne Dariusza Kubickiego i Krzysztofa Iwanickiego (Zbigniewa Robakiewicza nie pokonali Bogusław Pachelski i Andrzej Słowakiewicz). – Lech wraca więc na europejskie boiska. Nie zasłużył na to grą w lidze, zaimponował jednak występami w Pucharze Polski. Piłkarze - niezależnie od tego, że wielu z nich już w Lechu nie zostanie - nareszcie odwdzięczyli się miastu za stworzenie im nie najgorszych warunków. Na szczególne pochwały po finale zasłużył wyjątkowo bojowo nastawiony Jarosław Araszkiewicz, skutecznie pilnujący Dziekanowskiego, Łukasik i mało dotychczas ceniony bramkarz Jankowski. Dlaczego poznański golkiper nie otrzymał nagrody dla najlepszego zawodnika finału, pozostanie już zagadką wybierających. Lech dzięki Jankowskiemu wygrał. Grał może słabo, ale lepiej od Legii - pisał w półfinałowym tekście w "PN" pod tytułem "Szerszenowicz odszedł z pucharem" Paweł Zarzeczny.
Przed meczem tematem numer jeden była zapowiadana sprzedaż Dziekanowskiego (przestrzelił jedenastkę) do przedstawiciela Serie A Pescary, co opisane jest następująco: - Wynik wydawał się zresztą z góry przesądzony, a finałowy mecz Pucharu Polski z Lechem miał wygrać Dariusz Dziekanowski. Wpływowy działacz stołecznego klubu nadzieje tłumaczył następująco: Dziekanowski, jeśli zechce, jest w stanie przechylić szalę. A zechce, bowiem przyjechał go oglądać jeden Włoch z grubym portfelem. Niestety - nic z tych rzeczy. Gruby portfel nieoczekiwanie schudł do ćwierć miliona dolarów…"
Trener Andrzej Strejlau po meczu tłumaczył, że finał przegrał już w ligowym meczu z Kolejorzem, tracąc przez kontuzje trzech podstawowych zawodników, ale autor szuka winy przede wszystkim w grze defensywnej w ostatnich trzech sezonach.
Na końcu odnajdujemy nawiązanie do tytułu i rozważania czemu trener Szerszenowicz musiał odejść z Lecha. "A z czego nie wywiązał się Szerszenowicz, skoro w sensie sportowym osiągnięto zakładany cel? Wymierny? Po prostu, zdarzyło mu się wygrać kiedyś mecz, którego wygrać w żadnym wypadku nie powinien. Od tego zaczęły się kłopoty…"
Na mecz specjalnie z Niemiec przyjechał występujący wtedy w Hamburger SV Mirosław Okoński. Na cześć kolegów z Lecha wynajął cały klub nocny w Poznaniu, gdzie impreza trwała do białego rana. Kolejorz za zwycięstwo w PP wystartował w kolejnym sezonie w Pucharze Zdobywców Pucharów, tocząc słynny dwumecz z Barceloną, przegrany dopiero w karnych.