Koszykarski rok 2021 w pigułce. Szok Taylora, zawód na igrzyskach. Działo się!

Zdjęcie okładkowe artykułu: Materiały prasowe / Wojciech Figurski / 400mm.pl / Na zdjęciu: A.J. Slaughter
Materiały prasowe / Wojciech Figurski / 400mm.pl / Na zdjęciu: A.J. Slaughter
zdjęcie autora artykułu

Co będziemy pamiętać z zakończonego 2021 roku, jeżeli chodzi o polską koszykówkę? Nie można powiedzieć, że było nudno. Po siedmiu latach zmienił się trener kadry, wróciliśmy też na igrzyska, a to tylko niektóre z tych najważniejszych momentów.

CSKA zadzwoniło do Zielonej Góry. "Halo, sprawa jest!"

To był złoty strzał Enea Zastalu BC Zielona Góra. Iffe Lundberg rozkręcał się powoli, ale gdy już się rozpędził, to nie brał jeńców. Rywalom kręcił kostki, trafiał wielkie rzuty, a zespół prowadził do wielkich sukcesów tak w Energa Basket Lidze, jak i VTB.

Zachwytów nad grą Duńczyka nie było końca, aż jego popisy zwróciły uwagę największych w Europie. CSKA Moskwa szukało zastępstwa dla Mike'a Jamesa i znalazło go właśnie w osobie Lundberga.

Wiadomość wyszła w mało szczęśliwym momencie, bo przed turniejem finałowym o Suzuki Puchar Polski. Duńczyk pokazał jednak swój pełen profesjonalizm. Podczas swojego "last dance" w Enea Zastalu BC poprowadził zespół do trofeum, a sam odebrał statuetkę MVP dla najlepszego zawodnika turnieju.

Głośna "ostrowska bańka" i nowy mistrz Polski

Odejście Lundberga z Enea Zastalu BC sprawiło, że inni poczuli szansę na to, że zielonogórzanie nie są już tacy "nie do złapania". Najbardziej poczuli to w Ostrowie Wielkopolskim, gdzie od grudnia stery przejął Igor Milicić.

Pod jego wodzą Arged BM Stal doszła do wielkiego finału FIBA Europe Cup, gdzie wygrać się nie udało. W finale EBL nikt związany ze "Stalówką" nie chciał znowu przeżyć tego samego, czyli bycia tym drugim.

Zadbano o każdy szczegół łącznie z tym, że słynna już "bańka", w której rozgrywane były najważniejsze mecze sezonu, odbyła się w Arenie Ostrów "bez udziału publiczności".

Fani byli, doping był, a "Stalówka" w wielkim finale ograła Enea Zastal BC 4:2.

Zobacz także: Ogromne emocje i reprezentant Polski w roli głównej. Ponitka blisko swojego rekordu

Zakończyły serię, ale nie oddały tytułu

Zmiany mistrzyń Polski nie było z kolei w Energa Basket Lidze Kobiet. Drugi raz z rzędu z tytułu cieszyły się koszykarki VBW Arki Gdynia. Różnica polegała jednak na tym, że łatwo nie było.

Wyzwanie rzuciła drużyna BC Polkowice. Po dwóch meczach finałowych VBW Arka wygrywała 2:0 w serii toczonej do trzech zwycięstw. Były to odpowiednio wygrane numer 55 i 56 z rzędu (!), jeżeli chodzi o mecze EBLK.

"Pomarańczowe" tej serii się nie tylko nie wystraszyły, ale ją przerwały doprowadzając nawet do remisu w serii. Kluczowy mecz padł jednak łupem gdynianek, które w pełni wykorzystały atut własnego parkietu pieczętując złoto.

ZOBACZ WIDEO: Co oni zrobili?! Takiego rzutu wolnego jeszcze nie było

Marzenia o igrzyskach olimpijskich

Gdy skończyły się emocje ligowe, pojawiły się te reprezentacyjne. Polska po miesięcznych przygotowaniach ruszyła na Litwę do Kowna, gdzie chciała włączyć się do walki o bilety na igrzyska olimpijskie w Tokio.

Polacy rozpoczęli od wygranej z Angolą, ale potem nie było już nadziei na sukces. Najpierw w fazie grupowej była lekcja koszykówki od Słoweńców, a w półfinale turnieju kwalifikacyjnego lepsi okazali się gospodarze Litwini.

W obu tych przegranych spotkaniach rywale byli zdecydowanie lepsi. Polacy stracili szansę na igrzyska olimpijski, a jak się później okazało, reprezentacja przeszła też wstrząs personalny.

Gdy jedziesz po złoto, a tam...

Honoru koszykarzy podczas Tokio 2020 broniła reprezentacja Polski 3x3. Zapowiedzi były mocne i zgodne: do Japonii po olimpijski medal. Nadzieje były duże tak wśród samych zawodników, jak i kibiców czy ekspertów.

Niestety szybko zostały one brutalnie zweryfikowane. Turniej Biało-Czerwonym niestety nie wyszedł. Dwie wygrane w siedmiu meczach fazy grupowej sprawiły, że Polacy nie zdołali nawet awansować z grupy i do domu pakowali się przedwcześnie.

Szkoda. Bo występy polskich koszykarzy 3x3 dawały im pełne prawo do hucznych zapowiedzi. Boisko jednak zweryfikowało wszystko.

Odbili sobie medalem na innej wielkiej imprezie

Z Tokio wrócili w fatalnych nastrojach, wręcz źli i załamani. W składzie doszło do jednej, ale bardzo istotnej zmiany, bowiem Michaela Hicksa zastąpił Łukasz Diduszko, dla którego był to... debiut!

I taka decyzja wstrząsnęła kadrą Piotra Renkiela w bardzo pozytywny sposób. Rolę lidera w pełni wziął na siebie Przemysław Zamojski, który wcześniej zrezygnował całkowicie z gry w koszykówce "normalnej" na rzecz 3x3.

"Zamoj" rozegrał doskonały turniej, a w meczu o brązowy medal to jego wielki rzut okazał się decydujący. W końcówce szalonego meczu z Rosjanami (wicemistrzami olimpijskimi) najpierw zebrał piłkę, a po chwili oddał najważniejszy rzut spotkania tuż przed końcową syreną. Piłka wpadła do kosza, a Polacy wygrali 19:18.

Biało-Czerwoni w składzie Zamojski, Diduszko, Szymon Rduch i Paweł Pawłowski sięgnęli tym samym po brązowy medal mistrzostw Europy!

Bomba w kadrze, ale tej "normalnej"

Z początkiem października zakończyła się "era" Mike'a Taylora w roli selekcjonera reprezentacji Polski! Amerykański szkoleniowiec prowadził ją w 111 meczach z mniejszymi i większymi sukcesami od 2014 roku. To pod jego wodzą w 2019 roku Biało-Czerwoni zostali 8. drużyną świata.

W PZKosz zdecydowali jednak, że czas na zmiany i oddali kadrę w ręce kojarzonego w naszym kraju ze słowem sukces Igorowi Miliciciowi.

Ten od razu dokonał wielkich cięć i postawił drastycznie odmłodzić kadrę. W pierwszych meczach eliminacji do MŚ zabrakło więc takich zawodników, jak Aaron Cel, A.J. Slaughter czy Adam Hrycaniuk. Został Łukasz Koszarek, ale już nie jako zawodnik, a nowy dyrektor sportowy.

Milicić postawił na młodzież i tylko szkoda, że w listopadzie nie mógł pojawić się na pierwszym jego zgrupowaniu Jeremy Sochan, który tak doskonale zadebiutował w kadrze w lutym jeszcze pod wodzą Taylora. Nasz utalentowany skrzydłowy walczy z powodzeniem w amerykańskiej lidze akademickiej NCAA i bez dwóch zdań jest naszą największą nadzieją na przyszłość.

Zobacz także: Łukasz Koszarek apeluje: Młodzi, myślcie strategicznie

Głośny transfer i zastrzeżony numer

Jeżeli chodzi o zmiany w karierze Łukasza Koszarka, to nie tylko przejście z rozgrywającego na dyrektora sportowego kadry było wielkim wydarzeniem.

Wielką bombą był bowiem również jego transfer z Enea Zastalu BC Zielona Góra do Legii Warszawa. Gdy wydawało się, że "Koszi" właśnie w Winnym Grodzie zakończy swoją karierę, nagle zdecydował się na zmianę otoczenia i kolejne nowe wyzwanie.

W grudniu już ze swoją obecną drużyną przyjechał do hali CRS, gdzie czekała na niego bardzo miła uroczystość. Enea Zastal BC zastrzegła bowiem jego numer "55", a pamiątkowy baner zawisł pod sufitem.

447 spotkań, 4226 punktów, 2533 asyst, pięć tytułów mistrza Polski, trzy Puchary Polski i dwa Superpuchary - to dorobek Koszarka w klubie z Zielonej Góry. Szacunek oddany w najlepszy możliwy sposób.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty
Komentarze (0)