Polska Borussia - jeden z najwspanialszych epizodów w historii naszego futbolu
Pierwsze uderzenie zadał Bayern. Tuż przed finałem Ligi Mistrzów 2012-13 Bawarczycy wpłacili na konto BVB sumę 27,5 miliona euro. Tyle, ile wynosiła suma odstępnego za Mario Goetze. Cudowny chłopiec Dortmundu dostał prostą propozycję: "To jest jedyna oferta, następnej nie dostaniesz". Skorzystał. Klopp opowiadał, że gdy dowiedział się o tym, poczuł jakby dostał informację o śmierci w rodzinie.
Goetze był motorem napędowym zespołu, od niego zależało bardzo wiele. O ile Błaszczykowski, Piszczek, Reus, byli superszybcy, doskonali w pressingu, kontrze. Ale to Goetze cudownie operował na małej przestrzeni, potrafił jednym zagraniem zrobić przewagę w okolicach pola karnego. Był "Leo Messim Dortmundu".
Jego transfer był tragedią Dortmundu i jak się okazało później, błędem samego zawodnika, który nie wytrzymał presji, jaka naturalnie wytwarza się w stolicy Bawarii.
Pół roku później odejście z Dortmundu ogłosił Lewandowski. Kolejny przystanek miał znane barwy. Bayern Monachium. Lewandowski z Borussią pożegnał się w pięknym stylu, zdobywając tytuł króla strzelców. Ale nie zmieniło to faktu, że Dortmund zaczął się sypać. Z czasem doszły kontuzje, które na początku sezonu 2014/15 zdziesiątkowały zespół. Borussia spadała w przepaść. Nowi piłkarze nie grali tak jak powinni. Henrich Mchitarjan czy Adrian Ramos nie spełniali nadziei. Podobnie jak Błaszczykowski, który był tylko cieniem samego siebie sprzed kontuzji. Władze klubu doszły do wniosku, że trzeba podjąć najbardziej radykalną z decyzji. Z klubu odszedł Juergen Klopp, bożyszcze tłumów, twórca wielkiej ery Borussii. Dziś jego dzieło odbudowuje, zresztą w świetnym stylu, Thomas Tuchel. Po "polskiej Borussii" zostały tylko wspomnienia. Kuba Błaszczykowski niestety dogorywa we Fiorentinie, Lewandowski wspina się na szczyt świata w Monachium, jedynym śladem został Łukasz Piszczek, który odzyskał świeżość i od początku rundy imponuje formą.