Najwięksi pechowcy roku. Kontuzje zebrały krwawe żniwo
Australijskiemu żużlowcowi jeszcze przed zakończeniem sezonu "wieszano" na szyi złoty medal mistrzostw świata. Doyle triumfował w trzech turniejach z rzędu, w Gorzowie, Teterow i Sztokholmie, przy okazji awansując na pierwsze miejsce w klasyfikacji generalnej, wyprzedzając Grega Hancocka o pięć punktów.
Kraksa podczas Grand Prix w Toruniu zabrała Australijczykowi tytuł. Doyle razem z Chrisem Harissem z pełnym impetem uderzył w dmuchaną bandę. Brytyjczyk nie ucierpiał w upadku, z kolei lider mistrzostw świata długo nie podnosił się z toru. Ostatecznie opuścił stadion w karetce. Diagnoza była bezlitosna - zwichnięcie barku, złamana kość łokciowa i przebite płuco. Do tego brak jakichkolwiek szans na udział w ostatnim Grand Prix w sezonie. Doyle spadł w klasyfikacji na piąte miejsce, a mistrzostwo zgarnął Greg Hancock.
ZOBACZ WIDEO Kraśnicki: na PGNiG zawsze można liczyć