Rozbity Djoković i Federer na fali - zapowiedź turnieju mężczyzn US Open
Ostatnie wyniki szwajcarskiego tenisisty są rewelacyjne. Zwycięstwo w Halle, finał Wimbledonu, finał w Toronto i triumf w Cincinnati to rezultaty niewiele odstające od najlepszych lat bazylejczyka. Federer gra znacznie pewniej niż przed rokiem, w jego oczach widać szaleńczą motywację, a zacięcie, z jakim niedawno grał kolejne trzysetowe spotkania w Kanadzie i USA musi budzić podziw. Szwajcar ma do wykonania misję: wygrać na Flushing Meadows. I nie ma cienia wątpliwości, że pragnie tego tytułu wielkoszlemowego.
Jednak sam głód gry i lepsza dyspozycja mogą być niewystarczające. Po pierwsze, forma stricte tenisowa Szwajcara, choć wysoka, daleka jest od ideału (ideału, który z racji wieku jest prawdopodobnie już poza jego zasięgiem). Federer, owszem, dużo w ostatnich miesiącach wygrywał, jednak w jego grze wciąż pojawiają się niewytłumaczalne zapaści i okresy, w których, niemalże dosłownie, wyrzuca co drugą piłkę w aut. Na dystansie siedmiu meczów, granych do trzech wygranych setów, szwajcarski tenisista nie może pozwolić sobie na korcie na niepotrzebne spacery myślowe, bo w decydującej fazie imprezy po prostu zabraknie mu sił.
Eliminując z równania czynniki wieku i małych niedostatków formy, cała reszta prezentuje się dla Federera wręcz doskonale. Serwis Szwajcara funkcjonuje rewelacyjnie i jest najpewniejszym elementem jego gry, a pod wodzą Stefana Edberga mistrz 17 turniejów wielkoszlemowych z młodzieńczym zapałem biega do siatki i skraca punkty. Rywale ponownie zaczęli się go bać, a Federer odzyskał pewność gry, której przed rokiem tak mu brakowało.
- W zeszłym roku wychodziłem na kort i przeprowadzałem trzygodzinne sesje treningowe, czasami po meczach urządzałem sobie dodatkowe treningi. W tym sezonie nie muszę tego robić. Wiem, że mój tenis jest dokładnie tam, gdzie sobie tego życzę. Teraz chodzi tylko o utrzymanie tego poziomu - mówił Federer w wywiadzie ze "Sports Illustrated".
Nie można zignorować także niezwykle sprzyjającego losowania Szwajcara w Nowym Jorku. W turnieju nie zagrają Rafael Nadal i Juan Martín del Potro, a praktycznie wszyscy rywale groźni dla Federera wylądowali w górnej połówce drabinki. Droga do finału zdaje się stać otworem.
Wciąż jednak trudno wyrzucić z pamięci rok 2012, gdy szwajcarski tenisista najpierw w świetnym stylu wygrał Wimbledon, potem w Cincinnati rozniósł rywali, demolując w finale Novaka Djokovicia, by na US Open paść w ćwierćfinale z rąk cieniującego od miesięcy Tomasa Berdycha. Zalecany jest umiarkowany optymizm.
-
pedro Zgłoś komentarzOdjechał redaktor Pałuba! Najlepsze zapki tylko na SF!
-
RF Zgłoś komentarzwygrał) ale miejsce zawsze dla niego znajdziecie :)
-
RvR Zgłoś komentarzTylko Muzza! Ognia! :)