Walka o laur w świecie Down Under - zapowiedź turnieju mężczyzn Australian Open
Końcówka roku to czas wielkich zmian w obozie Murraya. Szkot rozstał się ze swoimi wieloletnimi współpracownikami Danielem Vallverdu i Jezem Greenem, którzy nie mogli znaleźć nici porozumienia z trenerką najlepszego brytyjskiego tenisisty, Amelie Mauresmo. Do jego obozu miał dołączyć również Loic Courteau, lecz Murray nie jest przekonany do tego pomysłu.
Brytyjczyk w 2015 roku nie rozegrał jeszcze oficjalnego spotkania. W okresie noworocznym zwyciężył w turnieju pokazowym w Abu Zabi, a następnie reprezentował barwy swojej ojczyzny w Pucharze Hopmana, wygrywając wszystkie trzy gry singlowe, m.in. z Jerzym Janowiczem.
Australian Open to jedyny turniej wielkoszlemowy, w którym Murray trzykrotnie grał w finale. Jednak za każdym razem przegrywał mecze o tytuł - w 2010 roku z Federerem i w latach 2011 oraz 2013 Djokoviciem. W ubiegłym sezonie przygodę z Melbourne zakończył na ćwierćfinale, gdzie na jego drodze stanął szwajcarski Maestro.
Murray liczy, że tegoroczny start na kortach Melbourne Park będzie dla niego udany. - Miałem dwa bardzo dobrze obozy przygotowawcze: w Miami i w Dubaju. W tym tygodniu czułem się bardzo dobrze. Jestem w innej sytuacji w porównaniu z zeszłym roku, gdy w Melbourne wracałem do gry po długiej pauzie. Z niecierpliwością czekam na start - zapowiedział.
-
Fabby Zgłoś komentarzfinały czy tamten zacięty półfinał z Dżokiem z roku 2012 są na pewno imponujące. Niestety, cień ma moje wielkie nadzieje rzuca obecność Amelie Mauresmo w sztabie i generalnie te wszystkie rewolucje, jakich dokonuje ostatnio wokół siebie Brytyjczyk. Wielokrotnie to mówiłam, powtórzę raz jeszcze: żelazna konsekwencja i nerwy ze stali z lendlowskich czasów zniknęły. Nie ma po nich ani śladu. Wróciło jakieś emocjonalne rozchwianie, a wielkoszlemowy mistrz musi zwyciężać nie tylko rywali, ale także siebie. Po poprzednim sezonie powątpiewam, że Andy może w Wielkim Szlemie w meczu przeciwko tenisiście Wielkiej Czwórki pokonać samego siebie. Ale wierzyć będę zawsze, bo jestem jego najwierniejszą fanką. Nawet pomimo tego, że chwilowo na moim avie Samuraj :) Nie da się ukryć, że Djoković jest faworytem, ale poprzedni sezon udowodnił, że można go pokonać w Wielkim Szlemie. Dokonał tego Wawrinka w AO, a potem Nishikori w US Open. Więc upatruję zagrożenie dla niego zarówno w "starych wygach", jak i "młodych gniewnych". DA SIĘ, tylko nie wolno przegrać w szatni, jak to się czasem dzieje w przypadku Maestro, gdy ma się mierzyć z Matadorem. Nadal, choć go uwielbiam, obiektywnie ma mniejsze szanse od Dżoka, Feda, Muzzy czy Stana Wawrinki. Może nawet Kei. On znów wraca i trudno od razu się spodziewać cudów. Niemniej jednak, gdyby tak miał się rozkręcać z meczu na mecz...to po pokonaniu paru niżej notowanych rywali może wejść na właściwe tory. Federer? Jak najbardziej potrafię go sobie zwizualizować z tytułem. Poprzedni sezon był znacznie lepszy niż ta seria niefortunnych zdarzeń z roku 2013. Marka od lat. Oprócz tego wierzę w mojego Samuraja. Oby tylko dopisało zdrowie. Trzymam też kciuki za Dimiego, Llleytona (niech Australia go dobrze zapamięta) i...Thanasiego Kokkinakisa :) A co! Zwrócił moją uwagę.
-
Fanka Rogera Zgłoś komentarzOczywiście się zgadzam aczkolwiek Rafa chyba się pozbył tego wyrostka...
-
margota Zgłoś komentarzusunął wyrostka, hough
-
erefka Zgłoś komentarzparaliżuje.
-
FanRadwana Zgłoś komentarzNo to po piąty tytulik Nole! Liczę na kolejny spektakl ze Stanem.
-
Muzza Zgłoś komentarzbez problemu 4 pierwsze rundy i potem wygra z Federerem, oczywiście jeśli się spotkają. Co do Rafy to wiadomo, że nic nie wiadomo. Djoko średnio lubię ale faworytem jest. Spoza tej 4 dla mnie mogą zaskoczyć Kei i Berdych, w Wawrinkę nie wierzę, a Grigor, którego się już od dawna stawia w roli czarnego konia każdego Szlema musiałby przebyć ciernistą drogą do finału i osobiście uważam że się to nie uda, ale lubię go :)
-
AkL Zgłoś komentarzAndrzeja i Kei dałbym przed Rafę. Nadal jest nieobliczalny, ale żeby miał wygrać AO musiałby grać jak w '13 a na to nie ma szans. Ale to Rafa - u mnie "robi" za czarnego konia, Vamos!