Igrzyska olimpijskie pełne były skandali. Lała się krew, szaleńcy atakowali, polityka triumfowała

Jacek Pawłowski
Jacek Pawłowski
foto: PAP/Filippo Monteforte Na zdjęciu: Vanderlei de Lima zaatakowany przez szaleńca

Ateny, Grecja, 2004 rok

W wieku 35 lat Vanderlei de Lima był o krok od historycznego sukcesu. Brazylijczyk urwał się od grupy i prowadził w biegu maratońskim podczas igrzysk w Atenach w 2004 roku. Do mety miał niecałe 6 km i kilkanaście sekund przewagi nad goniącymi. Biegacz nagle zniknął jednak z kadru. Wywiązała się szamotanina i de Lima wyswobodził się po kilkunastu sekundach. Dopiero powtórki wyjaśniły sytuację. Brazylijczyka zaatakował, jak się potem okazało, irlandzki demonstrant Neil Horan.

Nie dość, że maratończyk stracił kilkanaście sekund, to zdarzenie wybiło go z rytmu. Dość szybko dogonili go Włoch Baldini i Amerykanin Keflezeghi. Ostatkami sił obronił brązowym medal. Po biegu brazylijska federacja wnioskowała o przyznanie złota. Bezskutecznie. Po 12 latach spotkała go swoista forma zadośćuczynienia. De Lima zapalił bowiem znicz olimpijski w Rio de Janeiro.

Czy igrzyska olimpijskie w Paryżu przebiegną bez zakłóceń?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Polub SportoweFakty na Facebooku
Zgłoś błąd
Komentarze (0)