Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XXIII

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
- Z moim umysłem nadal wszystko jest w porządku. Z ciałem już niekoniecznie - mówił Michael Jordan po porażce z Miami Heat pod koniec lutego 2002 roku. Wieku nie dało się oszukać - "MJ" skończył już trzydzieści dziewięć lat, a jego kolana zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Z ich powodu opuścił aż dwadzieścia dwa spotkania sezonu zasadniczego, a pod jego nieobecność Czarodziejom było szalenie trudno o zwycięstwa. Z "Jego Powietrznością" na parkiecie wypracowali bilans 30-30, lecz ich dorobek z całych rozgrywek 2001/02 to 37-45, co równało się z brakiem awansu do play-off's. Pomimo przeciwności losu, Michael Jordan był liderem Washington Wizards w swoim pierwszym od trzech lat sezonie w lidze zawodowej. Średnia 22,9 punktu na mecz nie pozwoliła mu na sięgnięcie po jedenastą w karierze koronę króla strzelców i choć sezon 2001/02 wyglądał najgorzej ze wszystkich, jakie "MJ" rozegrał na parkietach NBA, to wciąż prezentował on poziom all-star, czemu kibice dali wyraz, wybierając go do pierwszej piątki Wschodu na lutowy Mecz Gwiazd. Pomijając fatalną skuteczność z gry (41,5%), Mike spisywał się naprawdę solidnie, dokładając do pokaźnych zdobyczy punktowych średnio 5,7 zbiórki, 5,2 asysty oraz 1,4 bloku. Wciąż potrafił zadziwiać. Rzucając w grudniu przeciwko Indianie zaledwie 6 "oczek", zaliczył najgorszy występ w karierze, by dwie noce później nazbierać 51 punktów w starciu z Charlotte Hornets. - Kiedy jesteś młody, wiele rzeczy przyjmujesz za pewniki - mówił "Air". - Wychodzisz na parkiet i grasz, bo jesteś na tyle młody, że możesz to robić codziennie. Kiedy dostrzegasz, że się starzejesz i czujesz, iż twój czas przemija, wtedy zaczynasz doceniać każdą chwilę. Każda chwila spędzona w szatni także staje się dla ciebie wyjątkowa. Teraz doceniam to wszystko o wiele bardziej niż jak byłem dzieciakiem i pytałem okładających kolana lodem zawodników, dlaczego to robią.
Po zakończeniu sezonu 2001/02 rozgorzała dyskusja na temat tego, czy Michael Jordan powinien przystąpić do kolejnych rozgrywek, czy raczej dać już sobie spokój z zawodowym basketem. - On jest świetnym zawodnikiem i udowodnił, że po powrocie może być w dziesiątce najlepszych graczy ligi. Mam nadzieję, że w następnym sezonie jeszcze się poprawi - komentował David Stern, komisarz NBA. Sam "MJ" wiedział natomiast jedno: jeśli zdrowie mu pozwoli, to na pewno w kolejnej kampanii fani znów ujrzą go w koszulce Czarodziejów. - Podpisałem dwuletni kontrakt - mówił. Gdy Michael Jordan kończył swój trzynasty sezon w NBA, miał dwóch nastoletnich synów, których wyraźnie ciągnęło w stronę sportu. Od dzieci najznakomitszych atletów opinia publiczna często wymaga, żeby poszły one w ślady rodziców i próbowały dorównać ich osiągnięciom. "MJ" doskonale zdawał sobie z tego sprawę, jednak za wszelką cenę chronił swoje pociechy przed zbędną presją. - Jeffrey jest zakochany w baskecie. Gra z dokładnie taką samą pasją jak robiłem i robię to ja. Kiedyś wspólnie z żoną ustaliliśmy, że nie będę uczył dzieci koszykówki, dopóki nie dostrzeżemy w nich prawdziwej pasji - opowiadał Mike. - Naszą trójkę wychowujemy więc bez nastawiania na konkretną dyscyplinę, jednak po starszym synu wyraźnie widać, że basket to jego życie. W ogóle nie rozstaje się z piłką. Młodszy syn natomiast próbuje wszystkiego, a córka tylko biega po domu i nie mamy pojęcia, co z niej wyrośnie.
fot. Steve Lipofsky - Basketballphoto.com fot. Steve Lipofsky - Basketballphoto.com
Choć po sezonie 2001/02 "Air" był już prawdziwym weteranem, urzekający w nim był młodzieńczy głód zwyciężania. Jordan dwukrotnie kończył karierę po części z powodu nasycenia sukcesami, lecz za każdym razem budził się w nim duch czempiona, namawiający go do stawienia czoła kolejnym wyzwaniom. Czarodziejom daleko było do poziomu prezentowanego przez Chicago Bulls w latach dziewięćdziesiątych, lecz mimo wszystko cel Michaela Jordana zawsze był taki sam: mistrzostwo NBA. - To ciągle moja największa motywacja - mówił. - Na parkiecie i poza nim. Dałem słowo Waszyngtonowi, że uczynię z Wizards klub liczący się w lidze, a być może nawet mający szanse w walce o najwyższe trofea.

Koniec części dwudziestej trzeciej. Kolejna już w najbliższą środę.

Specjalne podziękowania dla Steve'a Lipofsky'ego, oficjalnego fotografa Boston Celtics w latach 1981-2003 oraz twórcy serwisu Basketballphoto.com, za udostępnienie zdjęć wykorzystanych w artykule.

Bibliografia: Chicago Tribune, New York Times, Sports Illustrated, cnn.com, basketball-reference.com.

Poprzednie części:
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. I
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. II
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. III
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. IV
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. V
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. VI
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. VII
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. VIII
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. IX
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. X
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XI
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XII
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XIII
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XIV
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XV
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XVI
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XVII
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XVIII
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XIX
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XX
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XXI
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XXII

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×