W tym artykule dowiesz się o:
Opolanie od sezonu 2006 nie potrafią wydostać się z drugoligowego marazmu. Co roku powtarzane są zapowiedzi o chęci awansu, lecz za każdym razem Kolejarz nie kończy rozgrywek na czołowej pozycji. W tym roku miało być inaczej. Prezes unikał buńczucznych wypowiedzi, podkreślając wielokrotnie, że 10-letnia działalność w żużlu nauczyła go pokory. Jeszcze przed okienkiem transferowym zapowiadał, iż w przeciwieństwie do ubiegłych lat klub nie zapłaci zawodnikom pieniędzy za przygotowania, stawiając na oszczędności. Za cel uznano wyświechtaną zasadę: jeździć jak najlepiej w każdym meczu. Słowo "awans" przewijało się w mediach rzadko, choć zbudowany skład mógł wlewać optymizm w serca opolskich kibiców. Liczyli oni, że Kolejarz po cichu wjedzie do pierwszej ligi. Miało być jak nigdy. Wyszło jak zawsze.
Okazało się, że papier nie musi mieć przełożenia na rzeczywistość, a opieranie zespołu na zawodnikach rutynowanych to niekoniecznie prawidłowa droga. Przede wszystkim jednak powielono błędy z poprzednich sezonów: skompletowano drużynę ponad możliwości finansowe klubu. Wbrew zapowiedziom żużlowcy otrzymali pieniądze za tzw. podpis. To nie błąd, o ile pozwala na to budżet klubu. Budżet Kolejarza nie pozwalał, przez co już po pierwszych meczach pojawiły się względem jeźdźców długi. To przekładało się na ich zaangażowanie i mobilizację; znacznie pogarszało
atmosferę. Kolejarz od początku sezonu nie jeździł na miarę oczekiwań, ale czara goryczy wśród fanów przelała się dopiero w sierpniu, kiedy ekipa ze stolicy polskiej piosenki w kompromitującym stylu przegrała wyjazdowe pojedynki w Krakowie (30:60) i Rybniku (25:65), grzebiąc definitywnie swoje szanse na awans. W rundzie finałowej poprawiła swoją pozycję w tabeli, głównie dzięki przebudzeniu i skutecznym występom , gościa z Polonii Bydgoszcz. Trzecie miejsce w stawce pięciu drużyn to jednak rezultat bardzo słaby, zważywszy na wysokie aspiracje opolan.
Przyczyn niepowodzeń jest wiele. Działacze nie domknęli budżetu i nie zapewnili zawodnikom obiecanych w kontrakcie warunków. Trener Andrzej Maroszek nie potrafił wstrząsnąć zespołem, a przed spotkaniem z Wandą Kraków tak się zestresował, że nie chciał się pojawiać w parkingu. Mimo wszystko największą odpowiedzialność za wynik ponoszą zawodnicy, którzy zawodzili już od pierwszych meczów, gdy jeszcze sytuacja finansowa klubu nie była najgorsza. Wiele do życzenia pozostawiało ich przygotowanie fizyczne, co ujawniały zawody na bardziej wymagających torach.
Opolanie już w ostatnich latach rozczarowywali, lecz nigdy nie narzekano na otoczkę, klimat wokół klubu. To uległo w tym sezonie zmianie. Pod koniec rozgrywek kibice zaczęli głośno manifestować swoje niezadowolenie i żądać roszad w zarządzie. Zaczęła się fala obustronnej krytyki, na której ucierpiał głównie wizerunek opolskiego żużla.
Najlepszy zawodnik: Marcin Rempała
Według statystyk najskuteczniejszym żużlowcem Kolejarza w minionym sezonie był Jesper Monberg. Trudno go jednak uznać za najlepszego jeźdźca opolskiej drużyny po fatalnej końcówce w jego wykonaniu i trzech "0" w Rybniku. Marcin Rempała także prezentował chimeryczną formę, ale kiedy nie prześladowały go problemy sprzętowe, cieszył kibiców niezwykle efektowną jazdą.
Kunszt pokazał przede wszystkim w meczu fazy finałowej przeciwko KSM-owi Krosno. Zdobył płatny komplet punktów, w każdym z biegów walcząc ambitnie na dystansie. Rywali wyprzedzał jak tyczki. Przypomniał, dlaczego uznawano go przed laty za nadzieję polskiego żużla.
Najmłodszy z braci Rempałów osiągnął również spory sukces indywidualny, awansując do finału Indywidualnych Mistrzostw Polski. Przebił się w dobrym stylu przez eliminacje w Opolu i Krośnie. Decydujące zawody rozgrywano na znakomicie mu znanym torze w Tarnowie. Z 3 punktami uplasował się na 14. miejscu, lecz pozostawił po sobie niezłe wrażenie.
Nie wiadomo, czy Marcin Rempała zdecyduje się na dalsze starty w Kolejarzu. Przyznaje, że interesuje go pierwsza liga. - Ku niej się skłaniam - podkreśla. - Dopóki miałem pieniądze na remonty, sezon był w miarę udany. Gdy zabrakło finansów, sprawy się skomplikowały. Motocykle nadawały się do remontu co trzy mecze, a nie było za co ich robić. Kiedy jeździ się i nic w zamian nie ma, to człowiekowi się odechciewa.[i]
Największe rozczarowanie: Stanisław Burza
Transfer Burzy do Opola odbił się dość szerokim echem, ponieważ wydawało się, że "Stanley" przedłuży kontrakt w Krakowie. Podpisał jednak umowę z Kolejarzem, co opolscy włodarze ogłaszali jako duży sukces. Burza był bowiem jednym z czołowych drugoligowych jeźdźców w poprzednich sezonach i w Kolejarzu miał pełnić rolę lidera.
Ze swojej roli wywiązywał się sporadycznie. Dość powiedzieć, że tylko w jednym meczu przekroczył granicę 10 punktów. Borykał się z kłopotami sprzętowymi i w niczym nie przypominał dynamicznie jeżdżącego żużlowca z ubiegłego roku. - To jeden z moich najgorszych sezonów w życiu - mówił Burza. - Przed rozgrywkami kupiłem dwa nowe silniki, z którymi nie potrafiłem sobie poradzić. To wprowadziło zamieszanie. Wiadomo, że gdybym trafił na początku z silnikami, to bym się bawił, a tak jazda nie sprawiała mi ostatnio przyjemności. Ciągle przerabiałem sprzęt, miksowałem, ale nie umiałem znaleźć optymalnych przełożeń. Wpływ miała też mała liczba startów. Nie było czasu, żeby sprawdzić silniki w warunkach meczowych i załapać, o co w nich chodzi. Nie wiem, czy ja się pogubiłem, czy nowe tłumiki na tyle skomplikowały sprawę, że ustawienia wykorzystywane rok czy dwa lata temu tym razem zupełnie nie pasowały. Było mnóstwo zmian, ale nie przynosiły one efektu.
36-letni wychowanek Unii Tarnów dał się zapamiętać w Opolu jako dobry kapitan. Na swój koszt kupował i transportował opony. W parkingu pomagał przy silnikach swoim kolegom z zespołu. Juniorom udzielał wskazówek, jak mają zachowywać się na torze. - Takiego kapitana jeszcze nie mieliśmy - chwalił Burzę Jerzy Drozd. - O jego postawie poza torem można mówić tylko w ciepłych słowach. To kulturalny człowiek, z którym łatwo się dogadać. Szkoda tylko, że na torze nie spisywał się tak, jak sobie życzyliśmy.
Transferowych rozczarowań było w Kolejarzu więcej. Długimi fragmentami zawodził Marcin Jędrzejewski, a z meczu na meczu coraz gorzej punktował Jesper Monberg. Nie zdarzyło się spotkanie, w którym wszyscy opolanie pojechaliby na dobrym poziomie.
Najlepszy mecz: Kolejarz Opole - Speedway Wanda Instal Kraków (runda zasadnicza)
Przełożone z pierwszej kolejki spotkanie odbyło się 5 maja. Kolejarze oczekiwali tego starcia z niepokojem, ponieważ Wandę zaliczano niebezpodstawnie do faworytów ligi. Mecz miał jednak jednostronny przebieg. Opolanie wypracowali na początku przewagę i stopniowo ją powiększali, nie dając się zbliżyć krakowianom. Wygrali zdecydowanie, bo 53:37. Świetnie spisał się (w trzecim spotkaniu z rzędu) Jesper Monberg, a niewiele ustępował mu Stanisław Burza. Do pozostałych zawodników również nie można było mieć pretensji.
Kolejarz potwierdził swoją siłę na własnym torze, odniósł drugie zwycięstwo z rzędu i wydawało się, że włączy się do rywalizacji o awans. Jednak już kolejna potyczka zwiastowała problemy. Opolanie po walce przegrali w Rybniku 37:53, lecz nie wynik, a pomeczowa wypowiedź Marcina Rempały wywołała kontrowersje. Rozżalony żużlowiec stwierdził, że nie wyremontował silników, ponieważ "nie miał za co". Na jaw wyszły kłopoty z wypłacalnością opolskiego klubu.
{"id":"","title":"","signature":""}
Podopieczni Andrzeja Maroszka na wyjeździe wygrali tylko raz, pokonując w rundzie finałowej KSM Krosno 46:44. W innych meczach na obcych torach (poza sierpniowymi spotkaniami w Krakowie i Rybniku) nie prezentowali się najgorzej, utrzymując do ostatnich biegów szanse na zwycięstwo. Dwukrotnie (w Pile i Krośnie) o ich porażkach decydował 15. wyścig.
Największe emocje wzbudziło spotkanie z 21 lipca u siebie z ROW-em Rybnik. Losy tego wyrównanego meczu ważyły się do końcowych gonitw. Szala przechylała się na korzyść gospodarzy, gdy przed 14. biegiem wykluczony został Lewis Bridger, a Vaclav Milik musiał zmienić motocykl. Czech zdobył jednak trzy punkty, dzięki czemu rybniczanie pozostawali w grze o zwycięstwo. W ostatniej gonitwie Ilia Czałow wyprzedził Marcina Rempałę i w meczu padł remis. Spotkanie doczekało się swojej kontynuacji przy zielonym stoliku. Kierownictwo Kolejarza w trakcie meczu nie dostrzegło ewidentnego błędu sędziego, który po wykluczeniu Bridgera przed 14. wyścigiem ponownie włączył czas dwóch minut (powinien wedle regulaminu rozpocząć procedurę startową), co pozwoliło na wymianę maszyny Milikowi. Opolanie protest złożyli... 10 dni po spotkaniu, w dodatku do niewłaściwego organu. Ich pismo nie zostało nawet oficjalnie rozpatrzone.
Najgorszy mecz: ŻKS ROW Rybnik - Kolejarz Opole (runda finałowa)
Katastrofalny występ opolan, którzy na nowym rybnickim torze nie potrafili nawiązać walki z gospodarzami. Odnieśli tylko dwa indywidualne zwycięstwa i żadnego drużynowego. W efekcie zostali rozgromieni 65:25.
Frustracja wśród kibiców narastała, a do eskalacji doszło podczas następnego spotkania. Kolejarz przegrał na własnym stadionie z Wandą 42:48, lecz zapamiętane zostaną przede wszystkim wydarzenia z trybun, gdzie fani dawali upust swojemu niezadowoleniu, wyśpiewując nieprzechylne słowa pod adresem Jerzego Drozda. Prezes Kolejarza nie pozostawał dłużny i po meczu mówił: - Postawą tych pseudokibiców, którzy uzurpują sobie prawo do nazywania się fan clubem, jestem zaszokowany. Mają do mnie pretensje, ale o co? Że drużyna przegrała? Ja organizuję mecze, staram się, by klub funkcjonował jak najlepiej, by w perspektywie zawody mogły być rozgrywane na nowym stadionie. Aroganckie zachowanie tych panów i pań pod moim adresem nie rokuje jednak dobrze na przyszłość.
Przy tej okazji warto zwrócić uwagę na problem frekwencji. Choć stadion przy Wschodniej nadal jest najliczniej odwiedzanym obiektem sportowym w Opolu, to widownia spada. W poprzednich latach mecze Kolejarza regularnie oglądało ok. 2 - 2,5 tysiąca ludzi. W tym sezonie taka frekwencja była rzadkością. Najwięcej kibiców (ponad 3 tysiące) przyciągnęły tzw. derby Śląska, czyli pojedynek drużyn z Opola i Rybnika. Na ostatnie spotkania o pietruszkę przyszło jednak mniej niż tysiąc kibiców. Przyczyn należy szukać niewątpliwie w słabych wynikach oraz drogich biletach, braku działań marketingowych czy przedłużającej się stagnacji klubu.
Budżet
Nie udało się zrealizować zapowiedzi o utrzymaniu płynności finansowej. Działacze wielokrotnie podkreślali, że nie będą podpisywać wygórowanych kontraktów, by nie nie mieć problemów z przebrnięciem przez proces licencyjny. Dziś już wiadomo, że bez przeszkód (tj. ugód z zawodnikami w sprawie spłaty zadłużenia) się nie obejdzie.
Planowo budżet Kolejarza miał wynosić około miliona złotych, z czego lwią część stanowić miały dotacje z urzędów i wpływy ze sprzedaży biletów. Nie dość, że frekwencja spadła, to zmalało także (o kilkanaście tysięcy złotych) dofinansowanie z miasta. Działacze nie znaleźli również nowych sponsorów. Trudno określić stopień zainteresowania firm żużlem, ale nie ulega wątpliwości, że członkowie zarządu mogli w poszukiwanie darczyńców włożyć więcej zaangażowania. Być może powiew świeżego powietrza da nowy nowy wiceprezes Grzegorz Sawicki, któremu co prawda nie udało się zorganizować turnieju Jerzego Szczakiela w wyjątkowej obsadzie (a takie miał plany), ale zachęcił do wsparcia kilku przedsiębiorców.
Klub z opresji wyprowadza zazwyczaj Jerzy Drozd, biorąc na siebie odpowiedzialność za zaciągnięcie i spłatę pożyczek. Pozostaje pytanie, jak długo Kolejarz może na takich zasadach funkcjonować. Jeśli nie zostanie wprowadzony plan oszczędnościowy, opolski klub nadal będzie brnął w zadłużenie.
Przyszłość pod znakiem zapytania
Za Kolejarzem jeden z najgorszych i najdziwniejszych sezonów w ostatnich latach. Obfitował w nerwowe sytuacje, nieporozumienia i problemy. Co zatem czeka opolan?
W listopadzie odbędą się wybory do zarządu. Po sierpniowych wydarzeniach i
protestach kibiców wydawało się, że zmiany są nieuniknione, lecz w ciągu kilku miesięcy nie ujawnił się nowy kandydat na prezesa. Odstraszać mogą długi, które nie są w porównaniu do klubów z ekstraligi duże, ale jak na opolskie warunki poważne. Nad Kolejarzem ciąży komornik, który przejął dochody ze sprzedaży biletów za ostatnie imprezy żużlowe przy Wschodniej. Sytuacja do łatwych nie należy, lecz konsekwentną i rozsądną polityką finansowo-transferową klub można wyprowadzić na prostą.
Na tę chwilę najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest brak zmian i wybór na nowego-starego prezesa Jerzego Drozda. W czerwcu podawał się on do dymisji. Na stanowisku pozostał, ale zapowiadał, że najpóźniej z końcem sezonu odejdzie z Kolejarza. To samo powtarzał jeszcze w sierpniu. Dziś nie składa deklaracji, jednak spotkania z kibicami i jego wypowiedzi każą sądzić, że będzie ubiegał się o przedłużenie kadencji.
Z końcem roku wyjaśni się, na ile realne są obietnice miasta o nowym stadionie. Radni przeznaczyli na opracowanie koncepcji 60 tysięcy złotych, a kolejnym naturalnym krokiem byłoby wygospodarowanie znacznie większych pieniędzy na projekt. To ważne dla klubu. Obiekt przy Wschodniej podupada i trzeba niezwłocznie ocenić, czy jest możliwa budowa nowego stadionu bądź czy warto remontować obecny.
[/i]