Żużel. Zapomniane kraje na mapie Grand Prix. Mieliśmy m.in. norweską halę, chorwacką prywatę i fińskie dziury
Grand Prix Nowej Zelandii - 2012-2014
Dla fanów w Europie nowość choćby z tego względu, że gdy w Auckland zawodnicy rywalizowali, ci mogli szykować śniadanie. Różnica czasowa oznaczała, że zawody w Nowej Zelandii oglądano na Starym Kontynencie wcześnie rano. I miało to swój klimat. Co istotne wreszcie walczących o punkty do klasyfikacji IMŚ mogli obejrzeć na żywo fani na Antypodach, gdzie żużel ma przecież swoje korzenie i wielkie tradycje. Stało się tak dzięki trzyletniej współpracy zapalonego miejscowego kibica speedwaya i milionera Billa Buckleya z BSI.
Imprezy na najdłuższym torze w historii GP (413 metrów) na Western Springs Stadium oglądało się zwykle z dużym zainteresowaniem, bo choć owal był bardzo długi, to ścigania na nim nie brakowało. W 2012 najlepszy był Greg Hancock, a w 2013 mieliśmy dublet Jarosława Hampela i Tomasza Golloba. Podczas trzecich zawodów w Auckland doszło za to do ogromnej sensacji. Triumfował Martin Smolinski, który w finale długo jechał... ostatni. Na początku ostatniego okrążenia wyprzedził jednak rywali (trzeci był Krzysztof Kasprzak) i zaszokował świat żużla.
CZYTAJ WIĘCEJ: Niemcy jak Australijczycy? Możliwe rozszerzenie krajowych mistrzostw
-
Zdenek Zgłoś komentarzHallo Panie Tomaszu jakos sie zapomnialo o Niemczech Berlin Landhut Gelsenkirchen.
-
yes Zgłoś komentarzA czy jest coś między wierszami o narodowym z ważnymi osobami i sprzedanymi biletami?
-
pz0 Zgłoś komentarzprzeganiał. Dźwięk motocykli jest fajny, tylko że tam było to bardzo spotęgowane bo odbijał się od ścian, sufitu, aż do przesady. Hala nie jest dla speedwaya. Może gdyby więcej polewać, bo najbardziej dokuczliwy był wszechobecny kurz, aż momentami ciężko się oddychało.
-
Tomek z Bamy Zgłoś komentarzDziure,to Ty masz w glowie.