Żużel. Artiom Łaguta dołączył do legend. Mistrzów świata z jednoczesnym tytułem w Polsce nie ma wielu

Tomasz Janiszewski
Tomasz Janiszewski

Greg Hancock w 2011 z Falubazem Zielona Góra

Ciekawostka polega na tym, że przez debiutował w naszej lidze już w 1992 roku, a na pierwszy tytuł drużynowy musiał czekać aż do 2011. Po drodze stał się jednym z najlepszych na świecie, medalistą wielu imprez najwyższej rangi, w tym oczywiście numerem jeden indywidualnie w 1997. Amerykanin bywał blisko złota w Polsce, lecz zawsze czegoś brakowało. W końcu udało mu się wtedy, gdy zbiegło się to z jego powrotem na szczyt na scenie międzynarodowej.

W GP przerósł konkurentów. Wykorzystywał znakomicie przygotowany sprzęt, jeździł niemal bezbłędnie, poczuł swoją szansę, żeby po czternastu latach wrócić na tron. Udało mu się to bezdyskusyjnie (40 punktów przewagi w klasyfikacji), choć w barwach Falubazu nie był aż tak mocny, jak mogło się wydawać. W zielonogórskiej drużynie był... numerem trzy - po Andreasie Jonssonie i Piotrze Protasiewiczu. W rankingu Ekstraligi zajął ósmą pozycję. 

Hancock 2011
Grand Prix 11 turniejów - 165 punktów - 1. miejsce w klasyfikacji
Ekstraliga 19 meczów - średnia biegowa 2,147 - 8. miejsce w rankingu

Polub Żużel na Facebooku
WP SportoweFakty
Zgłoś błąd
Komentarze (2)