Mundial 2018 - historia. Sprinter z Polski. Grzegorz Lato wśród legend MŚ
Król królów i bohater tragiczny
9 goli Ademira odeszło w niepamięć. Kibice Brazylijczyków kojarzą turniej z 1950 roku jedynie z klęską na Maracanie. W spotkaniu z Urugwajem, decydującym o tytule, Ademir akurat nie trafił do siatki. Trybuny uciszył Alcides Ghiggia i zapewnił rodakom tytuł. Na pocieszenie napastnik Canarinhos, postać wręcz kultowa w Kraju Kawy (chorzy prosili go o audiencję), zdobył koronę.
Brazylijczyk do końca kariery spokojnie kopał piłkę. Tyle szczęście nie miał członek węgierskiej Złotej Jedenastki, Sandor Kocsis.
Był maszyną do strzelania bramek, nie trafił jedynie w finale, czyli wtedy, gdy piłkarze z RFN dokonali cudu w Bernie i zatrzymali pochód Madziarów. Po mundialu Kocsis, jak wielu jego kolegów, uciekł z kraju po nieudanej próbie rewolucji w 1956 roku. Zakotwiczył w Barcelonie, został gwiazdą Dumy Katalonii. Rok po zakończeniu kariery rozpoczęła się jego gehenna - stracił obie nogi w wypadku samochodowych, a 14 lat później rozpoznano u niego nowotwór żołądka. Bezpośrednio po usłyszeniu diagnozy popełnił samobójstwo, wyskakując z okna szpitala, chociaż według niektórych źródeł był to wypadek. Zmarł w wieku 49 lat.
Wydawało się, że przez kilka edycji nikt nie pobije wielkiego Węgra. Rekord Kocsisa wytrzymał ledwie cztery lata. Choć Francuz Just Fontaine pojechał na MŚ 1958 jako zastępca kontuzjowanego kolegi, to strzelił aż 13 bramek w sześciu meczach i do tej pory otwiera listę wszech czasów. Jego cztery gole z RFN (3:6) zapewniły Francuzom brązowy medal. Poważne złamania nogi zmusiły go do zakończenia kariery w wieku zaledwie 28 lat. Nieco zapomniany, ale w końcu został doceniony. Król futbolu Pele umieścił go na liście 125 najlepszych żyjących piłkarzy w historii.