Pił, ćpał i wygrywał w Formule 1. 40 lat od tytułu Jamesa Hunta
Pierwsze sukcesy Hunta w F1 zbiegły się w czasie z ogromną tragedią. Na torze w holenderskim Zandvoort brytyjski kierowca po raz pierwszy w karierze stanął na podium Formuły 1, ale w tym samym wyścigu zginął jego przyjaciel z czasów spędzonych w F3 - Roger Williamson.
- Kiedy oglądaliśmy tamten wypadek, James wydawał się naprawdę przerażony. Patrzenie na faceta, który spłonął w swoim pojeździe, to okrutnie przeżycie. On jak na ironię odjechał wtedy kapitalne zawody - wspomina John Richardson, kolega Hunta.
Hunt miał jednak oryginalny sposób na radzenie sobie z traumą po śmierci znajomego... Po prostu wdał w ciąg alkoholowo-imprezowy. - Wiem, że wielu kierowców pije drinka do obiadu. Nie widzę w tym nic złego. Na pewno nie jest to coś szkodliwego. Mam jednak taką zasadę, że od środy nie piję alkoholu. Poza tym, kto zadowoliłby się jednym kieliszkiem wina? Kiedy mam ochotę się napić, to zamawiam dziesięć kieliszków - tłumaczył w jednym z wywiadów.